środa, 9 marca 2011

Sucre, Boliwia

Do Sucre wpadlismy tylko na jeden dzien w drodze na karnawal do Oruro.. Sucre to dawna ``glowna``stolica Boliwii, a po przeniesieniu parlamentu do La Paz, stolica konstytucyjna  tego kraju, w ktorej pozostalo jedynie sadownictwo.. choc mieszkancy Sucre ( i podobno calej Boliwii) uwarzaja je za jedyna wlasciwa stolice..Przyjechalismy do niej w rzesistym deszczu malym autobusem z Potosi, ktoremu nawet nie chcialo sie zajezdzac na dworzec, kierowca zatrzymal sie na jednej z bocznych uliczek Sucre twierdzac ze to ostatni przystanek. Na dodatek na pytanie gdzie jest dworzec odparl, ze zaledwie kilka przecznic stad, po czym taksowka wiozla nas tam dobre pol godziny.. ulokowalismy sie w bardzo milym hostelu, zaraz przy dworcu i nastepnego dnia ruszylismy na zwiedzanie. W Boliwii wlasnie jest pora deszczowa wiec trzeba miec troche szczescia zeby trafic na ladna pogode.. nam sie udalo i dzien w Sucre minal nam na spacerowaniu waskimi uliczkami (miejscami na chodniku miesci sie 0.5 osoby) wsrod bialych domkow w cieplych promykach slonca. Wszystkie koscioly i obiekty historyczne sa otwarte rano 2 godziny, potem ok poludnia przerwa, i ok 14 kolejne otwarcie. Na poranne zwiedzanie nie udalo nam sie zalapac (za dobrze nam sie spalo w czystej poscieli) wiec szwedalismy sie szukajac miejsca gdzie moglibysmy poczekac na ponowne otwarcie.. doszwedalismy sie do wzgorza na ktorym stoi kosciol La Recoleta i z ktorego rozposciera sie przepiekny widok na stare miasto i otaczajace Sucre wzgorza. Dodatkowo zaraz przy placu koscielnym znajduje sie urocza kafejka Mirador gdzie serwuja przepyszne soki i drobne przekaski.. siedzac na wygodnych lezakach, popijajac mleczne pysznosci, rozkoszowalismy sie chwila i pieknymi widoczkami.. tego nam bylo trzeba juz od dawna.. zatrzymania i chwili zapomnienia.. bylo tak milo ze zamowilismy po kolejnym soku i gdyby nie wieczorny autobus na ktory mielismy bilety siedzielibysmy tam do zmroku :) ostatecznie zdecydowalismy sie odwiedzic jeden kosciol i ``dom wolnosci`` (to moje bardzo wolne tlumaczenie Casa de la Libertad :) podreptalismy do kosciolka Iglesia de la Merced, ktory nasz przewodnik opisywal jako najpiekniejszy w calej Boliwii.. i kiedys pewnie taki byl.. my zastalismy zaniedbany, obsypujacy sie budynek, mialo sie wrazenie ze nikt tu od dawna nie zagladal.. owszem byly zdobione, zlote oltarze, lecz niestety brakowalo na nich przynajmniej polowy figurek, ktore swoja droga sa dosc specyficzne w tutejszych kosciolach, bo ubrane w prawdziwe ubrania z doczepionymi prawdziwymi wlosami.. dla mnie ciagle wyglada to dosc szokujaco..bilet wstepu (placi sie jak za wejscie do muzeum) upowaznie do wejscia na wieze koscielna skad mozna podziwiac ´´biale miasto´´.Widzac wewnatrz jak wszystko sie sypie, mialam pewne obawy czy aby spacerowanie po dachu tego starego kosciola jest do konca bezpieczne.. na szczescie dach wytrzymal maslankowy ciezar :) kolejnym punktem na naszej trasie byla Casa de la Libertad, w ktorej zalapalismy sie na angielksiego przewodnika. Gosc bardzo ciekawie opowiadal o historii Boliwii, dalo sie odczuc ze Boliwijczycy ciagle nie moga wybaczyc Chile zabrania im dostepu do morza.. nawet w ich fladze, wsrod 10 gwiazd symbolizujacych regiony Boliwii jedna ciagle odpowiada za region nad Pacyfikiem, ktory wg slow naszego przewodnika, maja kiedys jakims cudem odzyskac. Boliwia zostala nazwana na czesc wielkiego wyzwoliciela Bolivara (wczesniej bylo to Alto Peru,czyli wysokie Peru) i utworzona podpisaniem aktu niepodleglosci w budynku niegdys nalezacym do Jezuitow i sluzacym im za kaplice. Dzis mozna tam zobaczyc kopie aktu niepodleglosci, portrety wielkich wyzwolicieli zwanych tutaj libertadores i co ciekawe pierwsza flage..Argentyny! Argentyna chciala oczywiscie odzyskac swoj skarb ale zdaje sie Boliwia jest dumna ze swojej zdobyczy i nie zamierza jej oddawac. Po wizycie w domu wolnosci odwiedzilismy jeszcze jeden z najstarszych uniwerstytetow w Ameryce Pld - Universidad San Franscisco Xavier de Chuquisaca.. rowniez w poszukiwaniu toalety ;) to byl bardzo przyjemny dzien w Sucre choc pewnie mozna tam spedzic i tydzien wedrujac po starych kosciolach i wszelakich muzeach.. my chcielismy zdazyc na rozpoczynajacy sie w Oruro najwiekszy karnawal w Boliwii wiec wsiedlismy w nocny autobus i ruszylismy przed siebie liczac ze znajdzie sie gdzies jedno lozko dla tych, ktorzy przyjezdzaja spontanicznie w ostatniej chwili :)

Sucre



La Recoleta

Cafe Mirrador


widok z wiezy

na dachu kosciola Merced

ten dywanik to suszaca sie na ulicy papryka



czas na herbatke


4 komentarze:

  1. a gdzie zniknal wasz wpis o kopalni srebra? Ale moze to lepiej, bardzo mnie zasmucila historia tych biednych ludzi...

    OdpowiedzUsuń
  2. byc moze sie myle ale miasteczko wyglada na bardzo czyste (niestety majac na codzien gory smieci na ulicy, czystosc jest optycznie "nienaturalna")Na zdjeciach nie zauwazylam koszy na ulicach tak jak w polskich miastach. Powiedzcie mi prosze Maslanki, jaki jest sekret mieszkancow Sucre?

    OdpowiedzUsuń
  3. juz naprawilam :) dzieki za info :) dodalam tez zdjecia..

    OdpowiedzUsuń
  4. droga Katarzyno, Sucre faktycznie jest bardzo czyste i nie wiem jak oni to robia.. ale reszta Boliwii jest zasmiecana przez swoich mieszkancow bez mrugniecia okiem..przykre..

    OdpowiedzUsuń