środa, 16 marca 2011

La Paz, Boliwia

Dotarlismy do ``kolejnej`` stolicy Boliwi wieczorem. Nie chcac sie tarabanic po nocy z naszymi plecakami staralismy sie znalezc jakis hostel w miare blisko dworca. Okazalo sie to nie takie proste, mimo ze mielismy adres tego miejsca,kazdy z napotkanych przechodniow kierowal nas w inna strone! Nawet w naszym przewodniku pisza ze Boliwijczycy sa bardzo pomocni przy udzielaniu wskazowek nawet jesli nie maja pojecia gdzie sie cos znajduje..doswiadczylismy na wlasnej skorze :) w koncu po 20 minutach krecenia sie w kolko trafilismy na miejsce. Nasz hostel Maximiliano zdecydowanie lepiej prezentowal sie w przewodniku niz na zywo, ale byl blisko dworca,w miare blisko centrum w podobno bezpiecznej okolicy wiec nie szukalismy dalej. Trafilismy do Nuestra Señora de La Paz (bo tak brzmi pelna nazwa tego miasta) akurat w koncowce karnawalu wiec wiekszosc miejsc byla zamknieta przez kolejne 2 dni. Wolny czas spedzilismy na odsypianiu karnawalu w Oruro, ogladaniu tv, szwedaniu sie po pustych uliczkach. Jednego wieczoru udalo nam sie trafic na lokalna zabawe karnawalowa. Zostalismy wciagnieci do tanca, czestowani co chwila jakimis tutejszymi karnawalowymi trunkami i bardzo milo wspominalibysmy cala impreze gdyby nie tajemnicze zaginiecie mojej kurtki..szczeswliwie nie bylo w niej nic bardzo wartosciowego, jedynie sentymentalne papierki z roznych miejsc, niedojedzony paczek, obsmarkane chusteczki.. no moze moja ulubiona polarowa opaska..ale zamowienie na kolejna juz zostalo wyslane do Mragowa :) a nowa kurtka, ktora udalo nam sie kupic (niestety nie bylo za bardzo w czym wybierac w tutejszych sklepach sportowych) juz zostala przetestowana na ulewnym deszczu i na pewno bedzie mi przypominac Boliwie gdziekolwiek ze mna wyruszy :) Tutejszy karnawal to oprocz zabawy rowniez rytualy, ktorych mielismy na koniec juz troche dosyc. O ile sypanie platkow kwiatow i polewanie alkoholem ziemi bylo dosyc ciekawe, o tyle rzucanie na to strzelajacych malych petard juz nieco uciazliwe, zwlaszcza jak sie slyszalo te ogdlosy srednio co 15 min. Przed naszym hostelowym pokojem rowniez rozsypano platki kwiatow i odstrzelano salwe petard. To wszystko dla Paczamamy, zeby zapewniala pomyslnosc na kolejny rok.W srode po zakonczeniu karnawalu przespacerowalismy sie do centrum, niestety etnograficzne muzeum, ktore chcielismy odwiedzic bylo nieczynne i straznik nie potrafil powiedziec do kiedy. Odwiedzilismy za to muzeum koki, ktore tak naprawde jest zbiorem fotografii wcisnietym w maly pokoik. Po oplaceniu wstepu dostaje sie ksiazke ktora zawiera informacje o historii koki, jej zastosowaniach, producentach itd. Ciezko bylo sie przeciskac przez waskie przejscia miedzy tablicami ze zdjeciami i czytac jednoczesnie opisy w ksiazce wiec przycupnelismy gdzies z boczku, poczytalismy troszke, obejrzelismy zdjecia i ucieklismy z tego miejsca. Juz duzo przyjemniej bylo pietro wyzej w kafejce gdzie zamowilismy herbatke z lisci koki i zielone ciasteczka rowniez z koka :) Sama koka jest uzywana od wiekow na tych terenach, pomaga lepiej znosci wysokosc, jest naturalnym srodkiem przeciwbolowym, pomaga sie skupic i dluzej pracowac..Ludzie zuja tu koke tak jak my pijemy rano kawe. ``Mama Koka`` jest tez swoistym medium dla tutejszych szamanow w kontaktach z zaswiatami.  Koka byla tez przelomowym odkryciem w medycynie, ze wzgledu na swoje wlasciwosci wchodzila w sklad wielu lekarstw i byla srodkiem znieczulajacym przy operacjach.  Legenda glosila jednak ze o ile dla rdzennych mieszkancow jest to cudowny srodek oczyszczajacy dusze i cialo o tyle dla bialego czlowieka o nieczystym sercu, ktory przybedzie na te ziemie, bedzie to trucizna. I legenda przerodzila sie w rzeczywistosc.. kokaina produkowana z koki zabija rokrocznie, glownie w USA, mase juz nie tylko``bialych`` ludzi. Wina obarcza sie oczywiscie Boliwie, ktora broni sie tym, ze nielegalne uprawy finansowane sa wylacznie z zagranicznych pieniedzy. Wielka szkoda ze ta wspaniala lecznicza roslina zostala tak zdemonizowana i zle uzyta przez bialego czlowieka..a swoja droga, rowniez dzieki Boliwii caly swiat moze sie rozpijac napojem, ktory kiedys zawieral prawdziwa koke, teraz pozostala tylko w nazwie.. Coca Cola swoja furore zawdziecza wlasnie tym malym zielonym listkom.. po wizycie w muezum pokrecilismy sie po straganach z rekodzielem, odwiedzilismy tzw targ czarownic gdzie mozna zakupic suszone embriony lamy czy tajemnicze lokalne specyfiki i ruszylismy na poszukiwania najtanszej opcji wyprawy rowerowej ``najniebezpieczniejsza droga swiata`` do Coroico.

na karnawale w La Paz


 akrobacje boliwijskich tancerzy ;) Maslanka M jeszce w kurtce!


muzeum koki

na targu rekodziela, wybor jest az za wielki..

ulice La Paz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz