sobota, 25 grudnia 2010

Puerto Madryn, Argentyna

Po 20 godz jazdy autokarem o wdziecznej nazwie El Pinguino dotarlismy szczesliwie do Puerto Madryn. Mamy szczescie dostawac miejsca kolo rodzin z malymi dziecmi, gdy jechalismy do Buenos podroz umilaly nam wrzaski malego argentynczyka na przemian z przebojami Roxette po hiszpansku ktore zdaje sie mialy go uciszac a na pewno zagluszyc..tym razem bylo spokojniej, czworka malych indian za nami zdecydowanie lepiej znosila podroz i raczej spala choc poczatek byl grozny, a kolezka przed nami naparzal w gre komputerowa wiec co najwyzej zyczylismy sobie zeby w koncu padala mu bateria bo melodyjka do teraz dzwoni nam w uszach. I tak nic nie przebije na razie podrozy autobusem w Paragwaju, kiedy to zanim nasz El Tigre wytoczyl sie na trase w autobusie mozna bylo zakupic bulki, zegarki, telefony, paski i zimne piwo, kazdy produkt oferowala inna osoba nie patrzac na to ze pasazerowie chcieliby zajac swoje miejsca. Przylepieni do plastikowych siedzen lapalismy powietrze przez otwarte okna, podroz miala trwac pol godz ale po drodze najpierw zatrzymala nas policja, potem zepsul sie autobus, szczesliwie dotoczylismy sie do mechanika gdzie nasz  kierowca poczynil odpowiednie zakupy, popukal postukal i po 15 min ruszylismy dalej. W koncu po prawie 2 godz dotarlismy na miejsce ale po tej podrozy ruiny jezuickich misji juz nie byly taka atrakcja ;)
Dzisiejsze widoki na trasie do Puerto M do zludzenia przypominaly te z Arizony, prosta droga bez konca, pobocza porosniete jakims krzakiem i kleby kurzu. Ja tak nie moglam sie doczekac tego swiezego nadmorskiego powietrza i jakie bylo moje zdziwienie gdy wysiadajac z autobusy uderzyla nas znajoma fala goraca..widac te 1400 km za duzo nie zdzialalo. ale juz sama swiadomosc tego ze opuscilismy zatloczonego molocha jest budujaca :) wczoraj ostatnie spacery po Buenos, zaliczylismy dzielnice La Boca slynaca z kolorowych domow z blachy falistej i knajpek z darmowymi pokazami tanga. musze przyznac ze bylo calkiem przyjemnie :) zjedlismy wigilijny obiadek na ktory skladala sie salatka z tunczyka (w koncu ryba na wigilijnym stole musi byc!) micha arbuza i resztki pierniczkow ktore wiozlam jeszcze z Polski, byl oplatek ktory dostalismy od rodzicow i sianko pod scierkoobrusem, byla choinka, czytanie Pisma Sw i lzy wzruszenia czyli wigilia jak sie patrzy! na pasterke niestety nie dojechalismy ze wzgledu na zamieszanie z naszymi bagazami na dworcu autobusowym. Za to dzis mielismy okazje uczestniczyc w argentynskiej mszy swiatecznej, spiewalismy Ojcze Nasz na melodie ´´sound of silence´´ i hiszpanksa wersje Jingle Bells ktora brzmiala mniej wiecej tak¨: din don din, din don din vamos a cantar :) przy znaku pokoju obcalowaly nas wszystkie panie ktore tylko daly rade siegnac do naszej lawki.. jutro znowu tam idziemy :) jutro tez mamy wycieczke objazdowa po polwyspie Valdes, lacznie z ogladaniem wielorybow ktorych o tej porze roku juz powinno tu nie byc ale podobno wczoraj cale stadko sie zawieruszylo w zatoce i dalo poogladac ciekawskim. Wiemy to od Polki ktora dzis spotkalismy w miescie wiec informacja sprawdzona. Ja mam tylko nadzieje ze stadko sie jeszcze nie zorientowalo i bedzie tam jutro na nas czekac!!



to jeszcze wodospady Iguacu


tukan toco


zetresowany paw z brazylisjkiego ´´rezerwatu´´

buenos: ci ludzie czekaja po pracy na autobus do domu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz