sobota, 18 grudnia 2010

Posadas, Argentyna

Sobotni poranek, Piotrek poszedl zalatwiac do miasta swoje sprawy naukowe a ja mam w koncu czas spokojnie napisac co u nas. Bede pisac dopoki stad nie odplyne, bo klimat w pokoju z komputerem istnie tropikalny.  Drugi dzien jestesmy w Argentynie. Zatrzymalismy sie w przytulnym hosteliku, w ktorym co prawda nie ma klimatyzacji i chodza gigantyczne karaluchy (wczoraj taki jeden dobieral sie do naszego pieczywa, ale niestety zdradzil go szelest reklamowki i skonczylo sie to dla nieboraka tragicznie) ale jest darmowy internet, czysta posciel, dzis juz woda w kranie (wczoraj niestety jej zabraklo), mila osbluga i przepiekny widok z pachnacego kwiatami tarasu na rzeke i Paragwaj. Hostel nazywa sie Vuela el Paz i z dworca dojezdza sie autobusem 21 do przystanku Belgrano - to na wypadek gdyby ta informacja miala nam sie kiedys jeszcze przydac.. albo wam :) W zasadzie pewnie bysmy sie tu nie zatrzymali gdyby nie Piotrka sprawy, ktore wymyslil sobie zalatwiac akurat w Posadas.
Ostatnie dwa dni spedzilismy na ogladaniu wodospadow Iguac(z)u. Mi bardziej podobala sie strona argentynska, jest wiecej szlakow ktore mozna przedeptac, wiecej zwierzakow sie kreci, mozna poplynac na wyspe (my niestety trafilismy na czas kiedy lodki nie kursowaly ze wzledu na wysoki poziom wody). Huk wody jest oszalamiajacy! Sa miejsca gdzie mozna podejsc pod same kaskady i naprawde poczuc ta sile..no i byc w 2 sekundy mokrym :) To niesamowite jak taka przecietna rzeka moze stac sie nagle przeogromnym przepieknym wodospadem.. I ze ta sama reka stworzyla ten wielki wodospad i malego kolibra.. Bylismy w tym calym `rezerwacie´ptakow, ktory jest tylko 300 m od wodospadow po stronie brazylijskiej. Pewnie gdybysmy wiedzieli ze ptaki siedza w klatkach i do tego polowa jest sprowadzona z innych rejonow swiata nie zdecydowalibysmy sie na wizyte. Takie male zoo.. Choc przyznaje sie ze  wejscie do pomieszczenia gdzie lataly wielkie motyle i kolibry bylo dla mnie ogromnym przezyciem. Te male ptaszyny maja w sobie tyle lekkosci i gracji ze moglabym tam siedziec calymi dniami i sie w nie wpatrywac. No i ten charakterystyczny szum ich malenkich skrzydelek. Niesamowite! Choc wolalabym zobaczyc takiego kolibra na wolnosci.. to dopiero byloby cos! Tak jak widzielismy tukana przy wodospadach, ale byla radocha :)
Ale roznice miedzy Brazylia a Argentyna czuc od pierwszej chwili przekroczenia granicy. Jedank brazylijskie klimaty nie do konca nam odpowiadaly..wszedzie pelno policji, ciezarowki pelne wojska i wozy pancerne jezdzace po ulicach miast, domy otoczone drutem kolczastym lub co bogatsze drutem pod napieciem.. to wszystko sprawia troche przytlaczajace wrazenie. Na dodatek szukajac noclegu w miasteczku Foz do Iguazu zapuscilismy sie nieswiadomie do bardzo ubogiej dzielnicy z ktorej zabral nas swoim autem Santos, pan ktory pojawil sie nie wiadomo skad i kazal sie zabierac z tej dzielnicy po czym zaoferowal ze podrzuci nas na kemping. Tak oto przekonalismy sie o skutecznosci waszych modlitw :))!! Teraz juz wiemy ze Salvador w ktorym pierwszy raz zetknelismy sie z Brazylia jest bardzo biedny i przez to niebezpieczny, ze dlatego jest tam tak brudno i przytlaczajaco.Do tego ociekajacy zlotem kosciol w srodku tej biedy...Dziwne miejsce.. W Rio de Janeiro klimat juz nieco lepszy, przepiekne polozenie, wprost bajeczne, sporo turystow wiec i miasto bogatsze i bardziej zadbane, choc tez nas ostrzegano przed zbojami ;) Nasze kilka godzin tam spedzonych to jednak za malo zeby sie nacieszyc pieknymi widokami z otaczajacych miasto wzgorz..Odwiedzilismy tylko wzgorze z  Chrystusem gdzie zakomunikowalismy Brazylijczykom ze my w Polsce tez mamy takiego Jezusa.. a nawet wiekszego ;)
Argentynskie miasteczka juz sa bardziej swojskie. W Puerto Iguazu czulo sie klimat turystycznego malego resortu. Wszedzie pelno knajpek, muzyczka, usmiechnieci ludzie z calego swiata, sklepy z lokalnymi wyrobami. Jak ja zaluje ze nie mamy miejsca ani mozliwosci zeby sie zaopatrzec w kilka ´´drobiazgow´´.. chyba ze bedziemy wysylac paczki co kilka dni :) Akurat na swieta :) no wlasnie apropos Swiat Bozego Narodzenia, to nie czuje sie tu w ogole klimatu, juz nawet pomijajac ze temperatura nie sprzyja to prawie nie widac swiatecznych ozdob, nie slychac koled czy innych ``last chrismtasow´´ ;) dla nas to moze i lepiej bo przynajmniej tak nie doskwiera swiadomosc swiat z dala od domu.. To beda najdziwniejsze swieta w naszym zyciu.. ale na razie musimy wymyslec co z nami dalej..bo wlsanie skonczyl nam sie plan ;) wiemy ze na swieta chcemy byc w Buenos Aires ale do tego czasu trzeba cos ze soba zrobic.. i to cos jest znowu na mojej glowie.. dobra zmykam pod jakis wiatrak!

4 komentarze:

  1. Francuski architekt Paul Landowski ,ktory zaprojektowal pomnik Chrystusa w Rio, byl synem powstanca styczniowego z 1863 roku.
    Czy przyjezdzacie do NY ,bo nie wiem ,czy szykowac dla Was jakies spiwory?
    Janusz

    OdpowiedzUsuń
  2. NY jest troche nie po drodze na alaske.. ale za to po drodze do domu! spiwory taszczymy ze soba wiec przyda sie tylko kawalek podlogi :) do zobaczenia w ny!

    OdpowiedzUsuń
  3. a podlog w NY z pewnoscia wam nie zabraknie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czesc Maslanki, wiem, ze nei czujecie klimatu nadchodzacego Swieta, ale za dwa dni wigilia!! Spedzamy go z GiM & JiL w CT. Nie ma jeszcze sniegu i jak pamietam nalezy spodziewac sie go zaraz po swietach, ale jest mroznie.. swiezo, w koncu nei czuc smieci na ulicach, wychodze rano i biore gleboki wdech..i moge oddychac dalej... W domach pachna choinki i juz wszytskie katy wysprzatane, serca tez. W tym roku ominie Was ten FUN, ale jestem pewna, ze nigdy Bozego Narodzenia w Argentynie nie zapomnicie:) Dobrych Swiat Wam zyczymy, bedziemy myslec o Was i dzielic sie duchowym oplatkiem. Do uslyszenia. Ania. PS. I enjoy reading your blog.

    OdpowiedzUsuń