poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Arequipa, Kanion Colca, Peru

Arequipa, kolejne ``biale miasto´´ na naszej trasie i kolejne moje rozczarowanie ze wcale nie takie biale.. chyba naogladalam sie za duzo pocztowek z Grecji ;) niemniej jednak pobyt zaliczamy do bardzo przyjemnych. Przybylismy tutaj wczesnym rankiem nocnym autobusem z Cusco.. peruwianskie polaczenia autobusowe sa tak pomyslane zeby podrozujacy mogli cieszyc sie dlugim dniem wysiadajac o 5,6 rano.. dworce z kolei zazwyczaj sa daleko od centrum wiec jest sie zdanym na taksowki. Pan ktory mial nas zawiesc na glowny plac w Arequipie uparl sie ze znajdzie nam hostel. Wozil nas w ta i z powrotem po jakis miejscowkach.. gdy w koncu mu podziekowalismy jechal za nami wykrzykujac nazwy kolejnych hosteli. Okazalo sie ze taksowkarze dostaja napiwki od wlascicieli noclegowni a ten widac byl bardzo zdesperowany zeby takowy otrzymac. Ciesze sie ze troche powybrzydzalam i nie dalam sie namowic na pierwszy lepszy hostel, bo ten do ktorego ostatecznie trafilismy (hostal La Reina zaraz naprzeciwko klasztoru) byl bardzo klimatyczny.. Zbudowany troche jak dom Nerudy, waskie korytarzyki, wijace sie schodki prowadzace do coraz to nowych kondygnacji, tarasy z widokiem na miasto, no i to okretowe okragle okienko w naszym pokoju..Piotrus byl zachwycony :) jeszcze tego samego dnia udalo sie zwiedzic klasztor Santa Catalina, ktory jest swoistym miasteczkiem w srodku miasta, calym zbudowanym z wulkanicznego bialego (no moze bardziej szarego) kamienia, i zapisac na wycieczke do kanionu Colca. Zaraz po kolacji, ktora zawierala m.in. tradycyjna peruwianska pieczona w calosci i wyprezona na talerzu swinke morska, czmychnelismy do hostelu, bo wycieczka rozpoczynala sie o bardzo nieprzyzwoitej godzinie - 3 w nocy. Zanim dobrze czlowiek zasnal juz trzeba bylo wstawac..na wpol przytomnych maslankow zapakowano do minivana, przykryto kocykami  i wieziono przez 3 godziny na sniadanie..po sniadaniu kolejne 2 godziny jazdy przerywane drobnymi postojami na podziwianie dziur w skalach, ktore byly albo grobowcami albo spichlerzami (nie ma zgodnosci ktora teoria jest prawdziwa) a od ktorych nazwy ´´colca´´ pochodzi nazwa rzeki i kanionu. Kanion Colca jest najglebszym kanionem swiata choc ze wzgledu na brak stromych pionowych scian nam bardziej przypominal doline rzeczna. Pierwszy dluzszy postoj to Cruz del Condor, punkt widokowy z ktorego mozna podziwiac kanion i zamieszkujace go kondory. Ptaki krazyly spokojnie nad kanionem eksponujac swe ogromne gabaryty.. po kolejnych 15 min jazdy wysiadalismy z samochodu by rozpoczac wedrowke w dol kanionu. Zgodnie z radami pani w biurze turystycznym targalismy (no moze bardziej Piotrek targal ;) nasze spiwory i cieple polary, bo podobno noce maja byc zimne. Temperatura tego dnia wynosila jedyne 30 st C i podczas gdy reszta naszej grupy zaopatrzona jedynie w male plecaczki z woda  dreptala sobie po kanionie, my marzylismy zeby juz zakonczyc ta wyprawe..po ok 3 godzinach schodzenia dotarslimy do miejsca w ktorym byl przewidziany lunch. Menu wegetarianskie obejmowalo kupke ryzu i dwa plasterki avocado. Jesli komus chcialo sie pic mogl sobie kupic wode u wlasciela posesji..nikt nas nie uprzedzal ze napoje nie sa wliczone w cene tej wspanialej wycieczki.. dokladek tez nie przewidziano bo gdy jedna z dziewcznyn z naszej grupy poprosila o takowa zostala potraktowana krotkim ´´nie´´, co zwazywszy na drzewa pelne owocow i slawe regionu jako bogatego w warzywa bylo troche przykre.. ja zatesknilam za Wilsonem i jego dzunglowym jedzonkiem w ogromnie pysznych ilosciach.. po przekasce, ktora udawala lunch, przewodnik dal nam do wyboru dwie opcje drogi na nocleg, 2 godzinna i 3 godzinna.. wybor byl oczywisty! po 2 godzinach dotarlismy do Oazy na nocleg :) pierwsze wrazenie bylo bardzo dobre, prawdziwie oazowo, palmy, kwiaty, basen, bambusowe chatki.. ale po tym jak znalazlam skorpiona na scianie nad naszym lozkiem przeszedl mi nieco zachwyt..noc zapowiadala sie bardzo nerwowo.. wcisnieta w spiwor probowalam nie wyobrazac sobie co moze po mnie tej nocy lazic.. o 4 rano przewodnik zrywal nas z lozek (pierwszy raz sprawdzalam tak dokladnie buty przed zalozeniem) po czym kazal godzine czekac na rzekomo mniejszy deszcz.. ja mysle ze raczej na odrobine dziennego swiatla, bo zdaje sie nie pomyslal o latarce, o czyms przeciwdeszczowym tez nie.. widac kolezka dobrze sie przygotowal.. wrzucilismy do pustych brzuchow po krakersie, ktore szczesliwie zawieruszyly mi sie w plecaku (sniadanie bylo przewidziane dopiero za 4 godz) i ruszylismy pod gore.. idac po ciemku w padajacym deszczu myslalam sobie kto ukladal plan tej wycieczki.. w koncu dotarlismy do miejsca, w ktorym serwowano nam sniadanie.. pani gospodyni poproszona o oddrobine wiecej masla podala je z taka mina ze az dziwne ze nikt sie nim nie udlawil.. po sniadaniu, przebraniu w suche rzeczy, odczekaniu godziny zanim przyjechal bus, opuscilismy szczesliwi Cabanaconde.. w drodze powrotnej przewidziana byla wizyta w goracych zrodlach, za ktore oczywiscie trzeba bylo ekstra doplacic, ale juz jakos nikt nie mial na nie ochoty.. zdaje sie ze nie tylko my chcielismy juz byc w Arequipie.. po drodze jeszcze przystanek na lunch, rowniez platny ekstra i po kolejnych 3 godzinach upragniony hostel.. na koniec wyprawy dostalismy do wypelnienia ankiete ´´jak ci sie podobalo´´.. ledwo starczylo miejsca na nasze komentarze  :) 2 dni w kanionie wymagaly porzadnego odespania.. nastepnego dnia Piotrek chcial sie wybrac na splyw pontonowy ale nie udalo sie zebrac grupy wiec impreze odwolano.. pokrecilismy sie troche po miescie, odwiedzilismy muzeum Santuarios de Altura, w ktorym znajduje sie mumia inskaskiej dziewczynki znalezionej na szczycie pobliskiego wulkanu. Mumia ma 500 lat ale ze wzgledu na to ze przez caly czas znajdowala sie pod lodem jest bardzo dobrze zachowana. Dowiedzielismy sie o skladaniu przez Inkow ofiar przeblagalnych podczas klesk zywiolowych z mlodych dziewczat i chlopcow, odpowiednio do tego wybranych, wyedukowanych w najlepszych szkolach w Cusco, ktorzy pozniej wraz z najwyzszymi kaplanami brali udzial w kilkumiesiecznych procesjach konczacych sie na szczytach swietych gor.. Oprocz najslynniejszej Juanity, odnaleziono jeszcze kilkanascie podobnych mumi, nie tylko w Peru ale i w Argentynie, Boliwii czy Ekwadorze..wizyta w muzeum zakonczyla nasz pobyt w Arequipie..wieczorem tradycyjnym nocnym wyjezdzalismy do Nasca..


katedra w Arequipie


Cruz del Condor

kondory

prawdziwy piechur nie boi sie duzego plecaka


Kanion Colca

kaktusowy plot

Oasis

rankiem

Piotrek i peruwianska przyroda ;)

peruwianski drut kolczasty

cuy chactada - pieczona swinka morska


na tarasie hostelu La Reina


2 komentarze:

  1. No pięknie! Cały czas do przodu! Ale Wam się udało uchwycić te kondory!:) Serdecznie pozdrawiamy i baardzo zazdrościmy:)) My już niestety w domu...i pracy...ale wspomnienia pozostały:)

    OdpowiedzUsuń
  2. super ze dotarliscie calo i zdrowo! my tez Wam troche zazdroscimy tego ``w domu`` :) trzymajcie sie cieplo i do zobaczenia w PL!

    OdpowiedzUsuń