czwartek, 19 maja 2011

Santa Marta, Taganga, Kolumbia

Juz dawno nie bylismy tak zawiedzeni jakims miejscem jak Santa Marta.. Jedno z najstarszych kolumbijskich miast, wylegujace sie nad cieplym Morzem Karaibskim..przygotowani na to spotkanie, zrzucilismy ciezki buty i polary, pozakladalismy zwiewne stroje by moc odczuc na wlasnej golej skorze cieple morskie powietrze..fala goraca uderzyla nas od razu po wyjsciu z autobusu.. szybko zapomnielismy o romantyzmie i  wskoczylismy do klimatyzowanej taksowki.. przyjechalismy do hostelu Dreamer, ktory polecali nam nasi znajomi.. Hostel pelen pol nagich podroznikow, oprocz pokoju w cenie jest kuhnia, basen, ogrod obwieszony hamakami, za internet niestety trzeba placic, i to wiecej niz w kafejce za rogiem! wieczorem hostelowe towarzystwo wypelza z pokoi i z drinkami w reku, przy glosnej muzyce, moczy sie w cieplym basenie.. impreza trwa cala noc.. dla nas, po nocy spedzonej w autobusie, najlpsza impreza byla ta z udzialem naszych poduszek (chyba sie starzejemy) zwlaszcza ze goracy dzien dal nam popalic..probowalismy po przyjezdzie zwiedzac Santa Marte, ale ciezko bylo nam sie tam odnalezc, ulice brudne, rozkopane, zalane miejscami po kostki sciekami, informacja turystyczna ukryta w nieoznaczonym budynku na ´´drugim pietrze po lewej stronie w drugich drzwiach´´ (nieocenione wzkazowki panow z ochrony). Jedno popoludnie starczylo zebysmy ewakuowali sie stamtad jak najpredzej.. Wyruszylismy rankiem do Tagangi, malej wioski rybackiej oddalonej jedynie o kilka km od St Marty. Najlatwiej sie tam dostac minibusami, ktore jednak (podobnie jak te w Bogocie) ignorowaly topiacych sie z goraca, poubieranych w wielkie plecaki gringo. Jadac 2 dni pozniej tym busikiem zdalam sobie sprawe, ze i tak nie zmiescilibysmy sie z naszymi bagazami do tego mikrusnego samochodziku wiec przeszla nam zlosc na kierowcow ignorantow. Taksowka nieco drozej ale na pewno wygodniej, dowiozla nas do wioski. Wysiedlismy zaraz przy hostelu Pelikan, w ktorym z okazji wielkiego upalu i braku sil na poszukiwania lepszych miejsc postanowilismy sie tymczasowo zatrzymac. Po zimnym prysznicu i godzinie pod wiatrakiem poszlismy zwiedzac (bardzo mala) okolice. Zarzylismy kapieli w Morzu Karaibskim i zasiegnelismy informacji o tutejszych atrakcjach. Nastepnego dnia postanowislismy udac sie do Parku Narodowego Tayrona, ktory slynie z rajskich plaz.. byl pomysl zeby zostac tam pod namotiem, ale pani w inf turystycznej wprowadzila nas w blad mowiac ze cena za namiot jest prawie taka jak za nasz dwuosobowy wentylowany pokoj, wiec zdecydowalimy odwiedzic park tylko na 1 dzien i wracac na nocleg do naszego uroczego pokoju. Jak sie potem okazalo cena na polu namiotowym byla duzo nizsza ale nie mamy czego zalowac, bo tamtej nocy i prawie kazdej nastepnej okolice nawiedzaly ulewne deszcze. Do parku najtaniej dojechac busem z Santa Marty, do ktorej mozna sie dostac z Tagangi wspomnianym juz w tym poscie mikrobusem. Tam na rogu ulic 11 i 11 o 9 odjezdza autobus do Tayrona. Mielismy chwile do odjazu wiec poszlismy poszukac czegos na sniadanie. Trafilismy na rynek w Santa Marcie.. normalnie uwielbiam odwiedzac takie miejsca, ale z tego czmychnelismy czym predzej, scisk, tlok, duchota, wszedzie walajace sie gnijace warzywa,  dodajace odpowiedniej woni juz i tak nieciekawie pachnacej ulicy.. udalo sie znalezc jakas piekarnie i z zapasem rogali przemykalismy z powrotem do autobusu. Ku naszemu zaskoczeniu prawie rowno o 9 wyruszylismy do parku. Po godzinie wysiada sie przed brama, placi za wstep, wsiada w kolejny wcale nie darmowy autobusik i dojezdza do miejsca z ktorego piechotka wedruje sie juz dalej. Po 45 minutach  w tropikalnym lesie wyszlismy na szeroka piaszczysta plaze..idac wzdluz brzegu dociera sie do kolejnych coraz bardziej uroczych malych zatoczek. Niestety za dlugo nie nacieszylismy sie widokiem bo ciemne chmury pogonily nas z powrotem do wyjscia. Zabawilismy jeszcze kilka dni w Tagandze czekajac na rejs do Panamy, ktory mial byc dopiero za tydz i dla lepszego wykorzystania czasu ( dla Piotrka opcja lezymy na plazy i sie relaksujemy nie wchodzi  gre) zdecydowalismy sie na kurs nurkowania. Poczatkowo mialo to byc spelnienie wylacznie Piotrusiowego marzenia, nie wiem jakim cudem ja tez sie tam znalazlam! Nasz instruktor mial ze mnie niezly ubaw.. chyba juz dawno nie widzial tak spekanego kandydata na nurka.. ale grunt to probowac przelamywac swoje strachy i mimo ze nie wszystkie cwiczenia wyszly tak jak powinny (zdejmowanie maski pod woda na kilku metrach glebokosci nie wchodzilo u mnie w gre) ukonczylam kurs :) o Piotrku nie wspominam bo ten czuje sie jak ryba w wodzie i nawet mial czas na kursie sie nudzic.. Szkoda tylko, ze radosc z ukonczenia kursu zmacilo nam ignoranckie podejscie instruktora, do pary z wlascicielem szkoly nurkowania. Niby fajne chlopaki ale tak niezorganizowane i zapominalskie, ze do dzisiaj dzwonimy po nasze certfikaty. Fajnie sie siedzialo w Tagandze nurkujac na rafach i popijajac swieze soki (jestesmy zdecydowanie od nich uzaleznieni) ale trzeba bylo sie pakowac i wyruszac do Kartageny, bo tam juz czekal kapitan Tomasz, ktory zgodzil sie zabrac nas ze soba do Panamy..

na ulicach Santa Marta

na targu warzywnym w St Marta

w drodze do Parku Tayrona

mloda palma 

popijajac swiezy soczek


rajskie plaze..


wpatrzony w dal osiolek plazowicz

las deszczowy w parku Tayrona

 smoki Tagangi

przybylo 2 nowych nurkow

8 komentarzy:

  1. chcialam to w jakis sposob skomentowac ale Hubert powyzej napisal dokladnie to co mysle... :) ech... i tak to pozostawie...

    OdpowiedzUsuń
  2. dziekujemy za tak urzekajace komentarze.. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszej rocznicy slubu :) Zyczymy Wam jeszcze wiecej milosci, jeszcze wiecej radosci i usmiechu a przede wszystkim kolejnych ciekawych przygod :)

    buziaki!
    Kamila, Paulina i Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego najlepszego w dniu Waszej rocznicy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochani!W tym wyjątkowym dniu życzymy Wam wiele radości i nieustającej miłości:)kłaczki x 4:):)

    OdpowiedzUsuń
  6. i to się nazywa aktywne spędzanie czasu:) rewelacja!!!!!no i sympatycznie się czyta Pani redaktor:)

    Seeeerdeczne, choć spóźnione, życzenia z okazji 1 rocznicy ślubu:** oby nigdy nie zabrakło adrenaliny:)Wasi działkowicze, L&A

    OdpowiedzUsuń
  7. PS. Adam myślał, że Piotrkowi wyrósł brzuch na wycieczce. Jego mina, gdy powiększył foto i zobaczył żebra Piotrka... bezcenna:)))))teraz Adam jest najlepszy w robieniu galarety:)

    OdpowiedzUsuń