środa, 4 maja 2011

Latacunga, Jezioro Quilotoa, Ekwador

Dotarlismy do Latacungi.. znowu autobus zamiast na dworcu zostawia nas gdzies na obrzezach.. rozgladamy sie za jakims hostelem..nic tylko same firmy przewozowe i stragany z jedzeniem.. no nic, trzeba ruszac do centrum, lapiemy zolty samochodzik z napisem taxi i kazemy sie zawiesc do jedynego znanego nam hostelu, ktory szczesliwie Piotrek odkryl buszujac po internecie. Samochod przedziera sie jednokierunkowymi uliczkami przez bardzo zakorkowane miasto i po 15 min dociera na miejsce. Dostajemy pietrowe lozko w 8 osobowej sali, juz odwyklismy od dzielenia pokoju z osobami trzecimi.. Hostel Cafe Tiana jest srednio hostelowy, za inernet kaza placic, nie ma kuchni, co wiecej jest zakaz wnoszenia swojego jedzenia bo na dole jest kawiarenka, w ktorej nalezy sie stolowac.. zakaz dostrzeglismy niestety dopiero podczas wcinania wlasnorecznie zrobionej, na oczach wszystkich, salatki.. ale pozwolono nam ja przelknac :) Idziemy zobaczyc co tez okolica ma nam do zaoferowania i okazuje sie ze mozna odwiedzic wulkaniczne jezioro Quilotoa i wejsc na wulkan Cotopaxi. Decydujemy sie na wszytko :) Podpytujemy w agencji jak dostac sie nad jezioro i co ciekawego oferuja podczas tej wycieczki, po czym postanawiamy dotrzec tam sami. Jedziemy jedynym bezposrednim autobusem, ktory wedlug zarzekan kierowcy mial wyruszac o 9.30, po czym wyruszamy z pol godzinnym opoznieniem. Po 2 godzinach docieramy na miejsce, placimy za wstep i po 5 min docieramy na pukt widokowy z ktorego przepieknie widac cale jezioro. Juz mielismy wyruszac na 3 godzinny szlak wokol jeziora gdy nadciagnely czarne chmury i pokrzyzowaly nam plany. Odczekalismy chwile przy cieplej herbatce czekajac co bedzie dalej, ale bylo tylko gorzej, wiec postanowilismy zlapac jedyny wlasnie odjezdzajacy autobus i na tym zakonczyc nasza aklimatyzacje przed wejsciem na wulkan (jezioro Quilotoa lezy na wysokosci 4,600 m co daje dobry trening dla pluc przed wejsciem na prawie 6 tysieczny Cotopaxi) Po powrocie do miasta poszlismy zrobic zakupy na nasza wyprawe i przekasic co nieco. Zjedlismy po talerzu ryzu polanego sosem z ziemniakami, nic specjalnego ale przynajmniej cieple i poszlismy szybko spac bo zapowiadalo sie ze przez najblizsze dwa dni za duzo sobie nie pospimy..

jezioro Quilotoa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz