sobota, 12 lutego 2011

Santiago, Chile

Znowu jedziemy do Santiago.. znowu, bo mielismy 3 dniowa przerwe na wspinaczke na wulkan. Piotrek tak sie uparl ze musimy wrocic na poludnie, bo tyle nas ominelo, ze nie bylo na niego sil! ale o tej wyprawie potem..
Pierwszy raz przyjechalismy do Santiago z Mendozy. Wczesniej przeprawa autobusowa przez Andy, widoki piekne, drogi bardzo krete a kierowca autobusu niezbyt zorientowany jesli chodzi o procedury na przejsciu granicznym. Mielismy niezla awanture ze nie mamy jakiegos papierka bez ktorego rzekomo nie wjedziemy do Chile i prawie nie wpuszczono nas do autobusu.. duzo krzyku o nic, bo przeszlismy bez zadnych problemow (w koncu nie pierwszy raz wjezdzalismy do Chile!) a pan kierowca dostal od nas przydomek ¨remolacha¨, zainteresowanych odsylamy do slownika pol-hiszp :)
Santiago de Chile, stolica kraju, zrobila na nas bardzo pozytywne wrazenie. Nie przepadamy za wielkimi miastami, ale tu czujemy sie naprawde dobrze. Moze tez dzieki hostelowi Tales (Concha y Toro 41), w ktorym pomieszkujemy podczas pobytu. Jego szef Scott, Amerykanin, ktory sprowadzil sie do Chile 15 lat temu, jest dosc specyficznie zakreconym gosciem, ale ujal nas (szczegolnie mnie) zamilowaniem do recyklingu :) recyklinguje wszysto co sie da, nawet zuzyte zapalki.. Scott jest bardzo pomocnym czlowiekiem choc trzeba trafic na jego dobry humor ;) na wejsciu dostaje sie przygotowane przez niego mapki z zaznaczonymi ciekawymi miejscami w Santiago. My zaczelismy nasza przygode od targu ulicznego, na ktorym zaopatrzylismy sie w swieze warzywa i owoce, moglismy poprobowac roznych egzotow i napatrzec sie do woli (co sie tyczy Piotrka) na filetowanie ryb.. za kazdym razem jak maslanek gdzies przepadal, odnajdywalam go przy stoisku z rybami wpatrzonego z zachwytem w wymachujacych nozami oprawcow.. wyszlismy z siatami pelnymi zdrowia i zajadalismy sie nimi przez kolejnych kilka dni. Zgodnie z sugestiami Scotta wybralismy sie na ¨darmowe¨ zwiedzanie, ktore nie jest do konca takie darmowe skoro pan przewodnik oczekuje sowitych napiwkow przypominajac o nich przy kazdej okazji.. ale ze mowil ciekawie sypnelismy groszem :) dowiedzielismy sie troche o historii Chile, o trudnych czasach Pinocheta w ktorych stalo sie godzinami po bochenek chleba (skad my to znamy :), o tym ze w swieto niepodleglosci w Chile kazdy ma obowiazek wywiesic w oknie flage a zapominalscy karani sa mandatem! Odwiedzilismy ¨cafe con piernas¨ (kawa z nogami), kawiarnie w ktorych od 15 lat Chilijczycy przychodza na kawe podawana im przez kelnerki w bardzo krotkich spodniczkach, zazwyczaj klientki przychodza na kawe a klienci na nogi :) sprobowalismy pysznego i specyficznego tylko dla Chile napoju ¨mote con huesillo¨, czyli kompotu z suszonych brzoskwini z dodatkiem gotowanej pszenicy, pychota!! mozna sie tym najesc i napic jednoczesnie, ja stalam sie jego absolutnym fanem i gdy tylko spotykalismy uliczny wozeczek sprzedajacy mote, nie moglam przejsc obok niego obojetnie :) okazalo sie tez, ze to wlasnie Chile jest ojczyzna orzeszkow w karmelu, ktore mozna kupic na ulicy. Podobno pomyslodawca firmy Nuts for Nuts na poczatku dzialalnosci, widzac ze nie idzie mu orzeszkowy interes w jego ojczystym kraju, za ostatnie pieniadze kupil bilet do Ameryki i tam na manhattanie wystawil sie ze swoimi orzeszkami. Amerykanie sie w nich rozsmakowali i dzis wlasciciel jest jednym z najbogatszych osob w Chile, a jego orzeszki mozna spotkac w wielu innych krajach. Nasze zwiedzanie Santiago konczylo sie przy domu Pablo Nerudy, najbardziej znanego chilijskiego poety, dumy wszystkich Chilijczykow. W Chile mowi sie ze poezja Pablo Nerudy odzwierciedla osobowosc Chile, a osobowosc Pabla Nerudy odzwierciedlaja jego domy. Mial gosc fantazje i oprocz tego wielka milosc do morza (ktorego tez bardzo sie bal, poniewaz nie umial plywac) i tak jego domy stylizowane sa na statki, z malymi niskimi pokojami przypominajacymi kajuty i pelne sa najrozniejszych rzeczy ze wszystkich zakatkow swiata w ktorych Neruda bywal, glownie jako dyplomata. W jednym z pokoi cala sciane zajmuje kolekcja rzezbionych drewnianych figurek przywieziona z Polski :) Zaraz po zwiedzaniu domu udalismy sie na wzgorze San Cristobal z ktorego mozna podziwiac zachody slonca. Jedyny minus to ze ostatnia kolejka ktora zwozi turystow na dol odjezdza 10 min przed zachodem.. postanowilismy jednak zostac i zgodnie ze slynnym maslankowym powiedzeniem ze ¨to nie moze byc tak daleko¨ zejsc sobie z gory na wlasnych nozkach. Po pol godz marszu zrobilo sie ciemno, zadnych latarni, zadnych wskazowek czy dobrze idziemy i Piotrek ktory jeszcze wymysli skrot przez las.. w koncu po ponad godzinie marszu, lekko ubloceni, dotarlismy do miasta..wystarczajaco wrazen jak na jeden dzien.. nastepnego dnia wybralismy sie na zwiedzanie muzeum prekolumbijskiego, ktore posiada bogate zbiory sztuki plemion zamieszkujacych niegdys rejony Ameryki Lacinskiej (wsrod figurek odnalezlismy sporo podobizn naszych znajomych :) a na obiad wybralismy sie na slynna zupe ¨paila marina¨ serwowana na targu owoco morza Mercado Central. W zupie plywaly kawalki ryby, osmiornicy, jakies muszelki i obiekty blizej nieokreslone, calosc posypana byla cilantro (taka jakby natka pietruszki) i skropiona sokiem z cytryny.. ja odwazylam sie sprobowac ale nie powiem zebym sie tym zajadala ;) Po powrocie do hostelu czekala na nas niespodzianka, Scott zaproponowal nam po kieliszku PiscoSour (chilijski drink: alkohol pisco, sok z cytryny, cukier i ubite kurze bialko) w pobliskim barze, zaraz nad hostelem, na romantycznym balkonie z widokiem na waskie uliczki i fontanne.. wspaniale zakonczenie pierwszego pobytu w Santiago.. nastepnego dnia wyruszalismy na wyprawe wulkaniczna..


droga przez Andy z Mendozy do Santiago

flaga ufunowana na 200 lecie odzyskania niepodleglosci, jej powierzchnia to 1/4 boiska do pilki noznej

Santiago, widok ze wzgorza San Cristobal
kawa z nogami :)

nasz uroczy hostel

moj 3 kubek mote con huesillos

slynna chilijska paila marina

na targu Mercado Central

1 komentarz:

  1. Nie wiem czy ci mówiłam, ale moja przyjaciółka pochodzi z Santiago i często tam wraca. Zawsze miałam ochotę wskoczyć do samolotu razem z nią..... teraz wiem że to jest KONIECZNE. :)

    OdpowiedzUsuń