poniedziałek, 7 lutego 2011

Mendoza, Argentyna

Mendoza, stolica wina, nasz ostatni argentynski przystanek..Po 16 godz w autobusie wysiedlismy stanowczo za cieplo ubrani! znowu upaly, wiatraki, komary i.. juz nie narzekam bo wiem jak wiele osob teskni za ciepelkiem.. choc ja bym sie chetnie zamienila na kawalek zimy! :) przejazd wyjatkowo drogi i na dodatek okazalo sie ze sporo nas ominelo ciekawych miejsc w Chile, wiec Piotrek wymyslil ze mamy tam wracac..tylko ze ja juz oficjalnie zamknelam sezon gorski! no ale zobaczymy.. zaraz po przyjezdzie do Mendozy zgarnela nas wlascicielka jednego z hosteli i zaprowadzila na miejsce. Casa Pueblo (ulica Pellegrini 377) jest czystym, przytulnym i niedrogim hostelem, blisko dworca autobusowego i centrum. Nie ma co prawda klimatyzacji ale jak sie zajmie miejsce na gornym lozku mozna sie zalapac na troche wiatraka .. no o trzeba miec w pogotowiu spray na owady bo nasz pokoj okazal sie niezle zakomarzony.. po tym jak sie troche ogarnelismy, poszlismy do centrum rozejrzec sie za jakas polska ekipa (najlepiej Piotra Pogona ktory w tym czasie mial zdobywac Aconcague) ku naszemu zdziwieniu spotykalismy Polakow na kazdym kroku! to jakis klub wspinaczkowy ze Slaska, to samotni wspinacze z Wroclawia, to w koncu polscy turysci z Kanady.. wszyscy tylko nie piotrki.. ale wiemy ze Aconcagua Richter Expedition 2011 dotarla na szczyt! trzymalismy kciuki i cieszymy sie chlopakom sie udalo!
Skoro juz znalezlismy sie w stolicy wina, grzechem byloby nie zawitac do pobliskich winnic. Biura trurystyczne oferuja mnostwo wycieczek polaczonych z degustacja, popularne jest tez zwiedzanie winnic na rowerze (ciekawe w jakim stanie wraca sie z tych eskapad :) my wybralismy wersje najtansza, czyli dojazd do winnicy podmiejskim auobusem,koszt 1.80 pesos zamiast 60 z biurem podrozy, autobus nr 10 z rozszerzeniem 171,172 lub173 do Maipu, wysiada sie w miejscowosci Coquimbo (nie jestem pewna pisowni) potem drepcze sie ok 15 min do winnicy gdzie na wejsciu zalapalismy sie na kieliszek czerwonego wina :) w budynku miesci sie muzeum i fabryka wina, ktorych zwiedzanie nic nie kosztuje, do tego co pol godziny jest rundka z przewodnikiem. My akurat trafilismy na hiszpansko jezyczna grupe wiec ja sie za wiele o winie nie dowiedzialam ;) zwiedzanie konczy sie degustacja do ktorej na szczescie znajomosc jezyka juz nie byla potrzebna. potem udalo nam sie troche pogadac z przewodniczka po angielsku, pani zmartwiona tym ze nastepna grupa anglojezyczna dopiero za godz zaproponowala nam po kolejnym kieliszku wina. przy tym upale nawet tak niewielka dawka moze uderzyc do glowy.. dobrze ze nie przyjechalismy tam na rowerach :) w przyplywie dobrego humoru postanowilismy jeszcze odwiedzic pobliska wytwornie oliwy i czekolady. W calej Argentynie pelno sklepikow z czekolada domowej roboty, w kazdym bardziej turystycznym miejscu ktore odwiedzalismy czekoladki patrzyly sie na nas zza szyby co drugiego sklepu, wiec w koncu przyszedl czas zeby sprobowac tego specjalu. Dobrze ze kupilismy tylko po jednej kostce! mielismy z Piotrkiem to samo skojarzenie: smak dziecinstwa-wyroby czekoladopodobne! szybko zagryzlismy slynna czekolade serem w oliwie ktory tez nabylismy a ktory na szczescie byl pyszny. po takiej mieszance obawialismy sie troche drogi powrotnej ale obylo sie bez przygod :) wieczorem chcielismy jeszcze odwiedzic najwiekszy w Mendozie park, ktory nasz przewodnik opisywal dosc pochlebnie.. ale nie udalo nam sie tam dotrzec.. zdaje sie ze wsiedlismy w dobry autobus tylko w zlym kierunku.. wysiedlismy o 22 przy zajezdni, lekko zaskoczeni sytuacja, na dodatek kierowca zdawal sie nie rozumiec o jaki park nam chodzi wiec pozostalo nam poczekac na auobus powrotny, co tez wcale nie bylo takie latwe o tej godzinie.. cokolwiek wyjezdzalo z zajezdni albo nie zabieralo pasazerow albo nie jechalo w nasza strone.. w koncu po pol godzinie czekania wsiedlismy do jakiegos autobusu z nadzieja ze dowiezie nas choc do centrum.. a dowiozl pod sam hostel :) tym radosnym akcentem zakonczylismy nasz pobyt w Mendozie..i w Argentynie..
Aconcague zostawiamy sobie na nastepny raz :)
ruszamy do Santiago de Chile!

ale beka :) pozdrawiamy trojmiasto!!

degustujemy..

cabernet sauvignon

winnice pod Mendoza



produkcja wina dawniej

produkcja wina dzis
na ulicach (doslownie ;) mozna kupic melony

3 komentarze:

  1. Jesteście uzależniający:)świetny blog,nie ma dnia żebym tu nie zajrzała:)buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. dzieki wielkie! :)robie co moge zeby pisac jak najczesciej i zaluje ze nie mam jednego z tych malych lekkich kampiuterkow bo sporo w Am Pld lokali z wi-fi..ale moze cos sie nabedzie w ramach pamiatki ;)
    buziaki i dzieki za doping!

    OdpowiedzUsuń
  3. aż załuję ze będąc w mendozie nie odwiedzilam zadnej winnicy...ale mialam dosyc autobusów po podrozy z buenos aires a czekała nas jeszcze długa droga do limy;)

    OdpowiedzUsuń