wtorek, 11 stycznia 2011

Torres del Paine, Chile

Wrocilismy do cywilizacji.. siedzimy w miasteczku Puerto Natales w hostelu Josmar 2 (gdzie mozna tanio wynajac pokoj a jeszcze taniej kawalek trawy pod namiot i korzystac z lekko ciasnej kuchni)  i dochodzimy do siebie :) ja okupuje jedyny komputer a Piotrek lata dziure we wspanialym samopompujacym sie materacu z ebaya.. ziemniaczki juz wstawione, dzis na obiad kotlety szpinakowe! po tygodniu w gorach taki obiad to spelnienie marzen.. juz nie wspomne o tych domowych za ktorymi tesknota sciska.. jednego dnia na szlaku wymyslalismy sobie co bysmy zjedli, lista zostala sporzadzona  i zostanie wyslana z najblizszej poczty do naszych mam :)
Park Narodowy Torres del Paine jest absolutnie bajeczny!! bylam pozytywnie zaskoczona tym ze w parku mozna zobaczyc o wiele wiecej niz tylko slynne torres (wieze), ktore sa na wszystkich pocztowkach. Jest tu kilka pasm gorskich poprzecinanych strumykami, sa przepiekne turkusowe jeziora i laki pelne kwiatow, zielone lasy i pozostalosci lodowcow, malownicze szlaki i cudownie polozone kempingi.. wszystko co milosnikom gor potrzebne do szczescia :) szlaki wypelniaja turysci objuczeni wielkimi plecakami  i wykrzykujacy radosne ¨hola¨, panuje atmosfera zachwytu z lekka nutka zmeczenia..
Do parku wyruszalismy z Puerto Natales. Jesli zakupi sie bilet na busik u wlasciciela hostelu, przechowanie bagazu jest za darmo (przynajmniej takie zasady panuja w Josmar 2). Bilety sa dosyc drogie jak na 1.5 godz jazdy wiec postanowilismy sprobowac dostac sie do parku stopem :) nawet po odliczeniu zaplaty za przechowanie bagazu ciagle jest sie sporo do przodu. Piotrek na poczatku srednio widzial to nasze stopowanie zwlaszcza ze nic nie szlo zgodnie z planem.. ale wlasnie to jest takie piekne w jechaniu przed siebie na stopa! niczego nie mozna do konca zaplanowac i fajnie czasem dac sie poniesc, zmienic plan w ostatniej chwili i cieszyc tym ze jedziemy bardzo naokolo ale za to podziwiamy piekne widoki :) szczesliwie przed noca trafilismy na zaplanowany kemping i rozbilismy nasz namiot nad rzeka. Dla tych ktorzy nie podrozuja ze swoim sprzetem, kazdy platny kemping w parku ma do zaoferowania caly biwakowy ekwipunek a jeszcze taniej mozna go wypozyczyc w punktach turystycznych w Puerto Natales. My nasz przywiezlismy az z Polski :) no moze z wyjatkiem termosu produkcji argentynskiej, ktory zakupilismy w ramach pamiatki.. i teraz juz wiemy czemu Argentyna slynie z produkcji wina i wolowiny a nie termosow.. Przed wyjazdem w gory dobrze jest sie zaopatrzec w prowiant bo w parku sa sklepy i kafeterie ale wiadomo jakie sa ceny.. Piotrek wyliczyl ile jedzenia potrzebujemy.. i ledwo nam sie to pomiescilo w plecakach! a mialo byc tak lekko i przyjemnie.. no ale przynajmniej nie glodowalismy :) patent Piotrka z wyjazdu to makaron z chinskiej zupki z gotowym sosem pomidorowym..makaronu nie trzeba gotowac a sos tylko sie podgrzewa, oszczednosc gazu i czasu.. wychodzi cos na ksztalt spaghetti.. po calym dniu w gorach - pychota! Pogode mielismy wspaniala! wiadomo w gorach mozna sie wszystkiego spodziewac ale nam sie udalo miec piekne sloneczko przez caly tydzien :) jesli padalo to tylko w nocy i tylko odrobine.. no i ten slynny tutejszy wiatr.. caly czas byl z nami, jednego dnia ochladzal zgrzane policzki, innego nie dawal zrobic kroku naprzod.. ale byl i wial nieustannie.. i kto mowi ze jak czegos nie widac to tego nie ma! :) Kempingi sa od siebie tak oddalone ze trzeba codziennie pokonywac po 10-20 km, jak sie dobrze rozplanuje trase to czasem mozna zostawic wielkiego plecaka w namiocie i zrobic trase w ta i z powrotem jednego dnia. My tak wlasnie robilismy, ale nawet zostawiajac plecaki na kempingu Piotrek zawsze znalazl kilka rzeczy ktore trzeba bylo wziac na trase np  wielki statyw, ktory targalam cala droge na swoich plecach po czym gdy przyszlo do zdjec maslanek wyciagnal maly kieszonkowy statywik ktory sprytnie schowal do plecaczka..bez komentarza..   Wedrujac calymi dniami po szlakach jest sporo czasu na przemyslenia, w sumie czlowiek caly czas idzie sam, bo szlaki sa waskie, za duzo nie rozmawia bo mozna sie udlawic kurzem.. taki swoisty czas ciszy.. budzi sie sporo uspionych mysli..przydalby sie kolejny tydzie w gorach zeby je poukladac :)  Ani sie obejrzelismy a tu trzeba bylo wracac.. przyoszczedziwszy nieco na dojezdzie i bezplatnych kempingach na koniec postanowilsmy sie przeplynac katamaranem do glownej drogi, co dawalo nam kilka dodatkowych godzin na lapanie stopa do Puerto N. Troche sobie poczekalismy ale w takiej scenerii to czysta przyjemnosc.. mozna tak stac i kontemplowac w nieskonczonosc :) trafila nam sie przesympatyczna chilijska rodzinka, na dodatek z polskimi korzeniami. Ojciec pani Cecilii nazywal sie Zbigniew Piotrowski :) zalapalismy sie jeszcze na zwiedzanie odleglej czesci parku oraz jaskinii na trasie.. spontaniczna zmiana planow :) Jedynym mankamentem podrozy byly nastepstwa Piotrkowej porannej potrzeby ¨zjedzenia jakiegos warzywa¨. Mimo moich usilnych prosb resztka czosnku ktora zawieruszyla sie w naszym jedzeniu zostala wchlonieta przez maslanka na sniadanie i towarzyszyla nam potem caly dzien..uparte to maslankowe plemie :)
Jutro planujemy wyruszac do El Calafate w Argentynie ale moze nie byc latwo.. dzis w Chile strajki, na budynkach zawisly czarne worki na smieci (takie flagi domowej roboty), samochody bez przerwy trabia i nie wszedzie da sie dojechac.. np do parku Torres juz nie .. oby udalo nam sie przedostac przez granice.. i zeby nie skonfiskowali nam ¨salatki Adama¨ (pozdrawiamy Adas!) ktorej mamy dwa wielkie pojemniki (co by nie zglodniec jak bedziemy stac w strajkowych korkach) przy okazji pozdrawiamy tez naszych Miskow o ktorych zawsze myslimy jedzac jakies pysznosci :)
mam nadzieje nastepny post bedzie jednak z Argentyny..



wizytowka Torres del Paine


lodowiec Glaciar Grey

poczekajcie az zobaczycie te zdjecia!


Piotrus na szlaku

4 komentarze:

  1. siemka maslanki mam w koncu wolne wiec nadrabiam zalegle posty, patrze na zdjecia i wasze usmiechniete twarze to mam ochote ruszyc za wami no ale to jeszcze troszke poczeka:D w pracy wielkie zaskoczenie bo mamy taki ruch ze kazdy przeciera oczy ze zdumienia jest juz plan na kolejny punkt w trojmiescie wiec udalo sie trafic w nisze, wielka prosba do was maslanki jak chcecie mnie uradowac to spisujcie prosze jakies fajne przepisy z podrozowania(oczywiscie nie wasze makarony z zupek i sosik chociaz musze przyznac ze pomysl genialny:D)a jesli chodzi o liste z wymarzona potrawa to mozecie tez nam wyslac spelnimy wasze marzenie:D:D trzymajcie sie cieplo i do uslyszenia

    OdpowiedzUsuń
  2. jak interes tak dobrze idzie to moze zatrudnicie nas po powrocie, moze byc zmywak :)wersja oszczedna malo jadamy w restauracjach ale jak cos ciekawego wypatrzymy to na pewno przepis przywieziemy! trzeba go bedzie tylko przetlumaczyc z hiszpanskiego :)juz nie mozemy sie doczekac obiadku u Was! trzymajcie sie cieplo i odpoczywaj czasem Misio!

    OdpowiedzUsuń
  3. zaparlo mi dech ogladajac te zdjecia. Jak pieknie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiekne zdjecia!!! Az chcialoby sie podrozowac z Wami. Wspominam nasza wspolna, choc w porownaniu do tej, malenka wyprawke:) A co do jedzonka, to gdybym znala jakis adresik, to cos bym wyslala. Ale Wy codziennie w innym miejscu:)

    OdpowiedzUsuń