czwartek, 20 stycznia 2011

Perito Moreno, Cueva de las manos, Argentyna

Perito Moreno, mala miescina w srodku pampy, w ktorej niechcaco utknelismy.. mozna sie na poczatku troche zakrecic bo perito moreno to oprocz nazwy miateczka rowniez nazwa slynnego lodowca oraz parku norodowego. wszystkie te trzy miejsca sa jednak od siebie oddalone wiec trzeba uwazac dokad kupuje sie bilet..Przybylismy tutaj po 12 godz jazdy z El Chalten troche przed polnoca. Szczesliwie biuro informacji turystycznej bylo otwarte i skierowalo nas na tani miejski kemping (dostep do kuchni i ciepla woda, polecamy). Niestety jedyna w miescie agencja organizujaca wycieczki do jaskini nie byla az tak dlugo czynna. na poczatku chcielismy zaryzykowac i wstac na 7 rano ( bo taka godzine znalezlismy w ulotce) z nadzieja ze znajda sie dla nas wolne miejsca ale gdy po 6 zadzwonil budzik nasze nadzieje prysnely i zgodnie przewrocilismy sie na drugi bok :) postanowilismy w ciagu dnia na spokojnie rozejrzec sie za jakas tansza opcja wycieczki bo ta troche uderzala po kieszeni, zwlaszcza ze jako turysci placimy 3 razy tyle co Argentyczycy! probowalismy opcji ´´wypozyczamy samochod¨ ale niestety nie ma w miescie wypozyczalni, mozna ewentualnie wypozyczyc samochod z szoferem ale akurat szofer byl na wyjezdzie a z jego zona nie moglismy sie porozumiec. Pozostala nam jedyn opcja czyli wycieczka z biura. Tym razem wstalismy grzecznie i.. czekalismy prawie godzine na kierowce ktory rzekomo musial zmienic opone.. zapakowalismy sie w koncu do busa razem z reszta Europy, oprocz nas Niemcy, Wlosi, Anglicy.. po 2 godzinach jazdy najpierw maly spacer przez kanion rzeki Pintura by dojsc po pol godz do jaskini.. i tu nasze wielkie rozczarowanie.. nie wchodzilismy do zadnej jasnkini! spaceruje sie w kasku za przewodnikiem wzdluz skalnej sciany podziwiajac malowidla..malowidla ktore jak ne te pare tysiecy lat wygladaja zadziwiajaco swiezo, ma sie wrazenie ze poprzedniego dnia ktos przelecial ze sprayem i odrysowal kilka raczek.. brakowalo tajemniczego klimatu jaskin i zamieszkujacych je Indian.. my bylismy zawiedzeni.. jasninia jest na liscie UNESCO i tylko dlatego tyle sie silowalismy zeby tu dotrzec.. ale przynajmniej wiemy gdzie juz nie wrocimy :) Jedyny pozytek z pobytu tutaj to dlugo wyczekiwany zakup kubkow do picia yerba mate.. az wstyd sie przyznac ze dopiero po takim czasie sprobowalismy slynnej mate ale Piotrek uparl sie ze kubki maja byc prawdziwe, takie z jakich pija argentynczycy a nie jakies podrobki dla turystow.. no i od kilku dni Piotrus jest dumnym posiadaczem owego kubka.. nasze pierwsze wrazenie z po wypiciu mate..fuj.. ale zakupilismy pol kilo tego przysmaku wiec jutro do sniadanka bedziemy popijac.. nie ma ze boli ;)
pomieszkujac sobie na kempingu mielismy bardzo ciekawe spotkanie. Poznalismy pare Niemcow ktora tak jak my uciekala z Chile przed strajkami, tylko oni czekali 3 dni z nadzieja ze sie uspokoi. znowu do nas dotarlo ile mielismy szczescia! mase turystow jest uwieziona w miastach na poludniu kraju a jeszce wiecej w parku torres del paine. nasz znajomy z kempingu Michal pewnie dzieli ich los, bo wyruszyl do parku dzien przed rozpoczeciem strajku.. ciekawe jak sie miewa..Michal trzymaj sie! my jednak postanowilismy dac Chile jeszcze jedna szanse i po dokladnym sprawdzeniu sytuacji (kochani rodzice nie martwcie sie o nas!) wyruszamy w trase podobno urocza Carretera Austral.
na koniec chcialabym jeszcze zyczyc duuuuzo zdrowia wszystkim mragowskim chorowitkom, mamie Maslance szybkiego powrotu do pelni sil! wszystkim babciom, dziadkom, Agnieszkom i Piotrkom Maroszkom wszystkiego najlepszego :)


kanion Rio Pintura

dlonie w ¨jaskini¨
czy to wyglada na tysiace lat temu??

 
slynna dlon z 6cioma palcami

rysunek przedstawia podobno skory guanaco suszone na sloncu.. ok..

a to prawdziwe guanaco

strusie nandu - mieszkancy pampy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz