czwartek, 28 lipca 2011

Mexico City, Meksyk

Dwadziescia godzin w autobusie i wysiadamy w Mexico City. Dzieki nowym 3 kg przewodnika (jeszcze raz wielkie dzieki Ostrow!) udalo nam sie znalezc bardzo przyzwoity hotel.. dawny klasztor przerobiony na Hotel Monte Carlo to byl strzal w dziesiatke. Polozony w samym centrum, z przepyszna piekarnia na przeciwko, mnostwem ulicznych jadlodajni wokol i 3 przecznicami do metra.. w dodatku za wlasny pokoj z tv zaplacilismy polowe tego co w tak zwanym hostelu za lozko w 8 osobowej sali! Planowalismy krotki 3 dniowy pobyt w stolicy Meksyku ale to co ma do zaoferowania to miasto przeroslo nasze oczekiwania i mimo biegania od rana do nocy musielismy zostac dluzej by zobaczyc to co planowalismy. Rozpoczelismy standardowo od glownego placu,  na ktorym zamiast sklepikow z pamiatkami rozstawiono namioty oblepione haslami niezadowolenia i dezaprobaty dla rzadzacych krajem. Zaraz przy placu stoi katedra wzniesiona na ruinach azteckiej swiatyni, a tuz obok ruiny kolejnej swiatyni, bogini ksiezyca, ktora wg legendy zostala pocwiartowana przez swojego brata i ktora potem domagala sie ofiar z ludzi w takiej samej formie. Dzien konczylismy wizyta w palacu prezydenckim, ktory z okazji 200 lecia odzyskania niepodleglosci wystawil pamiatki zwiazne z historia kraju. Mozna bylo zobaczyc pierwsze flagi narodowe i dowiedziec sie, ze Meksyk wg legendy powstal w miejscu w ktorym Aztekowie zobaczyli orla siedzacego na kaktusie i trzymajacego w dziobie weza, co zgodnie z przepowiednia mialo  byc ziemia obiecana i koncem ich wedrowki. Ow orzel jest symbolem narodowym i wraz z wezem i kaktusem zajmuje centralne miejsce na narodowej fladze. Podczas wizyty w palacu udalo nam sie wpasc na polska grupe z przewodnikiem, ktory objasnial znaczenie slynnych sciennych malowidel Diego Rivery. Z glowa pelna Meksyku, w strugach deszczu, ktory umilal nam kazde popoludnie, dobieglismy do hotelu i po wciagnieciu paru taco (kukurydziany cienki placek z nadzieniem) ktore byly naszym glownym zywicielem podczas pobytu w stolicy, zasnelismy jak zabici. Nastepnego dnia czekalo na nas slynne  Muzeum Antropologiczne, w ktorym spokojnie mozna spedzic caly dzien. To tu zgromadzono najcenniejsze znaleziska zaginionych miast Majow czy Aztekow.. Muzeum pelne jest kamiennych posagow, plyt, figurek, naczyn.. Sporo mozna sie dowiedziec o kazdej z kultur zamieszkujacej Meksyk dawniej i dzis. O Majach dowiedzielismy sie wiecej niz od wszystkich naszych przewodnikow razem wzietych. Mna wstrzasnal krotki film obrazujacy zwyczaje potomkow Aztekow, ktorzy po dzis dzien skladaja ofiary ze zwierzat.. Starsze kobiety tanczyly nad stolem przyozdobionym kwiatami, po czym chwycily po kurczaku, poderznely mu gardlo, skropily krwia stol i ciagle zyjace ptaki powiesily na drzewie przed domem by ich krew skropila ziemie.. od tych krwawych historii mozna w Meksyku calkiem stracic apetyt.. WIzyta w muzeum byla dobrym przygotowaniem do wycieczki do jednego z najwiekszych miast zamieszkiwanych, choc nie wybudowanych przez Aztekow - Teotihuacan, oddalonego ok godziny od Mexico City, do ktorego wybralismy sie nastepnego dnia.  Zwiedzajac ruiny wiedzielismy juz, ze we wnetrzach zlozono setki ofiar z ludzi, ktorych szczatki ulozone w charakterystyczny sposob i przyozdobione naszyjnikami z ludzkich kosci, widzielismy w muzeum poprzedniego dnia. Samo miasto ma raczej surowy wyglad, wielkie pole  na ktorym stoi kilka piramid, w tym dwie najwieksze Piramida Slonca i Ksiezyca. . do tego zadnych drzew, wiec gdy slonce przyswiecilo upal byl nie do wytrzymania.. obeszlismy ruiny i z ulga wsiedlismy w powrotny autobus. Wysiedlismy na dworcu polnocnym skad juz tylko dwie stacje metrem dzielily nas od Sanktuarium MB z Guadelupe. Odwiedzilismy patronke naszego wyjazdu, przynoszac serca wypelnione wdziecznoscia.. opowiedzielismy o wszystkich niesamowitych ludziach spotkanych podczas wedrowki oraz o tych, ktorzy wspieraja nas duchowo z roznych zakatkow swiata.. chyba wiedziala o kim mowimy bo usmiechnela sie porozumiewawczo.. Sanktuarium, w ktorym znajduje sie obraz jest ogromne.. szczesliwie nie bylo duzo ludzi, wiec moglismy do woli jezdzic ruchomym chodnikiem i przypatrywac sie obrazowi, ktory kryje wiele tajemnic.. Matka Boska objawila sie Indianiowi Diego, ktoremu kazala nazbierac roz i zaniesc je biskupowi, by przekonac go do budowy kosciola. Gdy Diego wysypal roze, na plaszczu w ktorym przyniosl kwiaty pokazal sie wizerunek Maryi. Obraz pelen jest symoboliki azteckiej, ktora z wielka sila przemowila do Indian. Wizerunek MB z Guadelupe czczony jest w calym kraju.. do tego stopnia ze figurki mozna odnalezc  w kazdym niemal budynku a miniaturki obrazu sa drukowane na wodzie mineralnej czy mydle.. Wybiegalismy z sanktuarium w ulewnym deszczu obiecujac, ze jeszcze wpadniemy w niedziele pozegnac sie przed wyjazdem. Resztki pobytu w Mexico City minely nam na obieganiu muzeow, odwiedzielismy przepieknie polozone Muzeum Dolores, dom najslynniejszej meksykanskiej malarki Fridy Kahlo i stojacy nieopodal dom jej przyjaciela z ZSRR - Lwa Trockiego..  uzupelnilismy niedobory przezyc artystycznych, ktorych mysle starczy nam jeszcze na jakis czas ;) w poniedzialek rano z calym dobytkiem stanelismy na dworcu autobusowym probujac ustalic gdzie dalej jedziemy. Kierunki zupelnie nam sie nie zgadzaly.. w koncu ustalilismy, ze jedna maslanka zgadza sie na Acapulco jesli druga maslanka juz do konca wyjazdu nie bedzie mieszac.. i tak, jeszcze tego samego dnia wieczorem wysiadalismy w slynnym resorcie..

palac prezydencki i malowidla Diego Rivery

swiatynia ksiezyca i katedra w cetrum Meksyku

lokalne przysmaki

dziwnie zielone placki kukrydzy

w nowej czesci miasta

muzeum antropologiczne

Teotihuacan

piramida ksiezyca

widok na ruiny z jednej z piramid

poznajecie ten obraz? :)

plac Zocalo z katedra i protestujacymi

dom Fridy Kahlo

kompleks budynkow sanktuarium MB z Guadelupe

nasza ulubiona piekarnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz