poniedziałek, 18 lipca 2011

Caye Caulker, Belize

Wygodny i w polowie pusty autobus wywozil nas wczesnym rankiem z Gwatemali.. bezproblemowe przejscie graniczne i jestesmy w Belize! wysadzono nas zaraz przy przystani z ktorej odplywaly wodne taxi do Caye Caulker. Siedzac w poczekalni poznalismy Emile i Przemka, ktorzy przyjechali do Meksyku na wakacje. Przez pierwszy tydzien wakacji przezyli wiecej stresu niz my przez cala Am Pld.. popsute samoloty, zgubione bagaze, przepadajace rezerwacje.. nie trzeba jezdzic miesiacami zeby miec co wspominac hehehe zapakowalismy sie razem do lodki i po godzinie w warczacej i rozhustanej taksowce wysiedlismy na malej, lsniacej bialym piaskiem wysepce. Powital nas lokalny ustylizowany odrobine na Bobiego Marleya mieszkaniec oferujac tanie hotele i zapewniajac ze wlasnie przekroczylismy bramy raju.. niestety po tym jak mu grzecznie podziekowalismy stwierdzajac ze sami damy sobie rade, jego szeroki bialy usmiech zastapila wiazanka wyzwisk pod naszym adresem..  'witamy w raju' pomyslalam.. postanowilismy ze panowie pojda szukac hoteli a panie przypilnuja plecakow.. podzial bardzo sprawiedliwy - panowie biegaja w upale od hotelu do hotelu, a panie popijaja pod parasolka soczki oczywiscie nie spuszczajac oka z bagazu :) po pol godziny bylismy juz ulokowani w naszych pokojach.. reszte dnia Piotrek spedzil na szukaniu ofert nurkowania w Blue Hole a ja na blogim nicnierobieniu.. niestety okazalo sie, ze z powodu zbyt silnego wiatru wszystkie rejsy na Blue Hole sa chwilowo wstrzymane i najblizszy bedzie dopiero za 2 dni. Skoro tak, to postanowilismy wybrac sie chociaz na nurkowanie z rurka, zeby zobaczyc slynna wielka rafe. Obeszlismy niewielka wyspe i zapisalismy sie na najtanszy poldniowy rejs po rezerwacie. Pierwsze miejsce w ktorym nurkowalismy pelne bylo rekinow i ogromnych plaszczek ktore plywaly tuz pod naszymi stopami.. zadne z tych stworzen nie bylo niebezpieczne ale czulismy sie troche niepewnie nie wiedzac na ile mozemy sobie w ich towarzystwie pozwolic.. kolejne dwa miejsca to juz typowa rafa, pelna kolorowych rybek, moze w ilosciach nieco mniejszych niz spodziewane, ale i tak nam sie podobalo. Ja bardzo chcialam zobaczyc zolwie morskie ale tym razem nie bylo mi dane. Rejs zakonczyl sie micha pelna swiezych owocow i spalonymi od slonca nogami.. nie przewidzielismy ze slonce moze nas dopasc nawet pod woda.. wieczor spedzilismy z Emila i Przemkiem przy kubeczkach z rumem i urywajacym glowy wietrze.. Chlopakom bardzo zalezalo na nurkowaniu w BH wiec postanowilismy poczekac jeszcze jeden dzien z nadzieja ze wiatry ucichna.. Pokrecilismy sie troche po wyspie, doczytalismy rozpoczete ksiazki, rozlupalismy kilka znalezionych kokosow smiejac sie z porad naszego przewodnika, ktory twierdzi ze dobrym sposobem na zaoszczedzenie paru groszy jest picie wylacznie wody kokosowej, najlepiej z wlasnorecznie rozlupanych kokosow i najlepiej wlasna maczeta.. nie wiem ile kokosow nalezaloby pochlonac zeby zwrocil sie koszt maczety.. chyba ze tworcy przewodnika zakladaja ze maczeta jest na wyposazeniu kazdego wielkiego plecaka.. wiatr nie ustawal a my nie mielismy czasu dalej czekac wiec trzeciego dnia rankiem wybywalismy z wyspy ta sama, tylko bardziej duszna i jeszcze bardziej kolyszaca taksowka.W Belize City ignorujac wszystkich przemilych taksowkarzy podreptalismy na dworzec autobusowy i zakupilismy bilet na ostatni na naszej wyprawie chicken bus, ktory mial nas dowiezc do granicy z Meksykiem..


widok z naszego pokoju

Caye Caulker

w 'centrum' ;)

mozna przedawkowac blekitem..

plyniemy ogladac rafe

ogladamy rafe :)

akcja kokos

z Emila i Przemem

2 komentarze: