czwartek, 25 sierpnia 2011

jestesmy w domu..

mimo ze od ladnych paru dni jestesmy w Polsce, jakos ciezko bylo mi sie zebrac za pisanie ostatniego posta.. blogowe maslanki zostaly zawieszone gdzies nad Atlantykiem i troche sie naczekaly zanim te prawidziwe stanely twardo na polskiej ziemi.. chyba potrzebowalam czasu by uwierzyc ze to juz koniec naszej wyprawy..
oszczedne irlandzkie linie lotnicze dostarczyly nas bezpiecznie do Warszawy, gdzie czekali juz szczesliwi rodzice.. udalo sie przemknac niepostrzezenie za plecami celnika (z Piotrusiowymi pamiatkami spedzilibysmy pewnie tam z pol dnia :) jeszcze ostatnia fotka w wielkich plecakach i nasz caly wyprawowy dobytek ginie w samochodowym bagazniku.. wyglodniali i spragnieni (po irlandzkiej goscinnosci) z radoscia zasiedlismy do stolu u babci Nowakowej i zatopilismy zabki w jej przysmakach.. dziadek czekal na  mnie z niespodzianka  - grubym zeszytem zapisanym dziejami naszej rodziny, o ktorym zawsze marzylam i albumem z naszej podrozy.. ogladajac te wszystkie zdjecia dopiero do nas dotarlo gdziesmy sie szwedali! :) po obiadku, na wpol przytomni ze zmeczenia ruszylismy w strone krainy jezior.. budzac sie w Mragowie z niedowierzaniem stwierdzilismy, ze naprawde jestesmy juz w domu.. nie bylo czasu dobrze dojsc do siebie jakz znowu ruszylismy w droge.. udalo nam sie w ostatniej chwili zlapac pod Mragowem naszych nowojorsko - mazurskich znajomkow.. to bylo bardzo wzruszajace moc spotkac Kasie i Grzesia w  niesamowicie zielonej scenerii mazurskich krajobrazow.. potem odwiedziny u drugich rodzicow w Bydgoszczy i wyprawy do Buczka i Dzialdowa, gdzie tance, hulanki, swawole..  dopiero ostatnie dni przyniosly odpoczynek i refleksje..

wyprawe maslanek przez obie Ameryki oglaszam oficjalnie za zakonczona! :)
prawie 9 miesiecy w podrozy, tysiace kilometrow po ktorych wiozly nas dziesiatki autobusow i samochodow, ogromny prom pasazerski i przemila zaglowka Luka :) po drodze przewinely sie tabuny ludzi (zarowno inspirujacych jak i naciagajacych, przy czym tych pierwszych wspominamy zdecydowanie czesciej :) mnostwo odwiedzonych miejsc, od tropikow po kolo polarne, niezliczone ilosci zapierajacych dech w piersiach widokow i niesamowite spotkania z dziewicza przyroda.. wzruszajace wejscia na gorskie szczyty i tajemnicze zejscia w morskie glebiny.. nielatwe "spacery" po dzungli, zarowno tej amazonskiej jak i tej miejskiej.. codzienne pakowanie plecaka i szukanie miejsca do spania.. mnostwo nowych smakow i zapachow przeplatanych zbyt dobrze poznanym smakiem kanapek z tunczykiem.. wdziecznosc za to ze moglismy zyc inaczej i pokora wobec tego w jakich warunkach niektorzy musza zyc.. swiadomosc spelniania marzen przyprawiona odrobina tesknoty za rodzina i przyjaciolmi.. to jedynie namiastka tego co dala nam ta podroz..
chcialabym jeszcze raz podziekowac wszystkim, ktorzy wierzyli w nasza podroz i wspierali nas podczas drogi, wszystkim ktorzy wniesli do naszego zycia inspiracje i wiare w dotarcie do celu, wszystkim ktorzy slali w nasza strone modlitwy i dobre mysli, wszystkim widocznym i niewidocznym komentatorom bloga, ktorzy zagrzewali mnie do dalszego tworzenia (samo pisanie bylo dla mnie nie lada przygoda :) wszystkim, ktorzy uzyczyli nam swego dachu nad glowa i sprawili ze czulismy sie przez chwile jak w domu oraz tym najwazniejszym, ktorzy czekali na nas najbardziej.. rodzicom! na koniec dziekuje rowniez Temu, ktory nie afiszujac sie za bardzo prowadzil nas bezpiecznie od samego poczatku do samego konca i ktory wiem, ze bedzie nas dalej prowadzil.. bo przeciez nasze wedrowanie ciagle trwa!


jestesmy w domu!

5 komentarzy:

  1. +

    kochane Maslaneczki
    witajcie w domu
    cieszymy sie, ze dotarliscie szczesliwie
    i ze moglismy towazyszyc wam
    w podrozy po Amerykach
    niech naczelny Travel Agent
    zawsze was prowadzi
    padre alberTo :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochani!
    Cieszymy sie, ze dotarliscie w jednym kawalku i zdrowo do naszej Polski.
    Bedzie mi brakowalo prawie codziennej lektury z pozdrozy po Amerykach i miejsc, ktorych najprawdopodobniej nigdy nie odwiedze.
    Swoja bujna wyobraznia bylam z Wami w kazdym miejscu. :)
    Niech Naczelnik Was dalej prowadzi sobie tylko znanymi sciezkami!
    Sciskamy cieplutko,
    Madejki

    OdpowiedzUsuń
  3. wielkie gracias padre alberTo i Madejki! :) cieszymy sie, ze udalo nam sie ukonczyc trase i ze byliscie z nami! jestesmy bardzo ciekawi co tez nasz Travel Agent nam teraz obmysla :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Wam za ta wędrówkę blogową. Dzięki temu blogowi mogłem wędrować z Wami i podziwiać ten piękny świat.

    OdpowiedzUsuń
  5. hej jak mozna sie dostac do was zeby sprobowac swoich sil

    OdpowiedzUsuń