piątek, 10 czerwca 2011

Matagalpa, Nikaragua

To byla bardzo dluga podroz do Matagalpy.. po opuszczeniu La Fortuny przemieszczalismy sie z miasteczka do miasteczka czekajac na kolejne przesiadki.. dalekobiezne autobusy obsluguja ewentualnie polaczenie ze stolica co nas akurat nie urzadzalo, wiec telepalismy sie cierpliwie w upale z nosami w malenkich otwartych okienkach.. nie udalo sie dojechac do Nikaraguy za pierwszym podejsciem i trzeba bylo spedzic noc w Liberii jeszcze po kostarykanskiej stronie. Nie moglismy tez dodzwonic sie do Alberta zeby dogadac szczegoly naszego spotkania..Wczesnym rankiem opuszczalismy Kostaryke irytujac sie odrobine na granicy gdy trzeba bylo slono zaplacic za mozliwosc wjechania do Nikaraguy. Wiedzielismy, ze za wjazd do tego kraju trzeba bedzie sypnac groszem ale nie wiedzielismy ze az takim! Nasz przewodnik (kupiony w tym roku ale jak sie juz okazalo nie koniecznie z tego roku) mowil o 7$, mieszkancy Liberii podbili cene do 8$ a pan celnik przebil ich wszystkich zadajac od nas po 12$ od osoby. Nie ma zadnego cennika, z ktorym mozna byloby to sprawdzic, trzeba przyjac z pokora wyrok señora celnika i wyciagnac zielone papierki jesli chce sie wjechac do Nikaraguy. Na granicy oczywiscie stare numery taksowkarzy informujacych ze zadne autobusy stad nie odjezdzaja lecz oni chetnie zawioza nas gdziekolwiek na dodatek po bardzo niskiej cenie.. naprawde coraz trudniej nam jest wykrzesac usmiech i grzecznie podziekowac.. postanowilismy podpytac pania kucharke smazaca banany liczac ze moze jednak nie wszystkim klamstwo przychodzi z taka latwoscia.. pani chetnie wytlumaczyla nam skad odjezdzaja najtansze autobusy do stolicy za co dostala od nas po wielkim szczerym usmiechu, choc pewnie lepszym pomyslem byloby kupic torebke bananow..oj gluptasy z nas.. udalo nam sie usadowic w ``duzym`` autobusie (tak nazywaja miejscowi te nie szkolne) i duszno lecz w miare przyjemnie dojechac do Managua. Tam zaskoczenie bo dworzec z ktorego odjezdzaja autobusy do albertowej Matagalpy na drugim koncu miasta..a pan kierowca zarzekal sie ze to ten sam..no tak.. musimy wyksztalcic jakies szybkie techiniki relaksacyjne na takie okazje.. tym razem nie bylo rady, musielimy skorzystac z uslug szczerzacych sie do nas taksowkarzy. Dotarlismy na drugi dworzec i zostalismy prawie zjedzeni zywcem przez naganiaczy na rozne autobusy, obiady, zegarki i Bog wie co jeszcze.. Piotrek w pewnym momencie nie wytrzymal i..zaczal do nich przemawiac po polsku (i to dosyc zdecydowanie, jesli tak mozna to okreslic).. i poskutkowalo :) na chwile mielismy spokoj.. kupilismy bilety na najblizszy autobus do Matagalpy, jeszcze raz sprobowalismy dodzwonic sie do Alberta i po kolejnej nieudanej probie, wsiadajac do autobusu modlilismy sie zeby klasztor Franciszkanow ciagle byl pod podanym adresem. co ciekawe adresy w Matagalpie podawane sa w odniesieniu do znaczacych punktow w miescie, i tak adres klasztoru: 10 przecznic na wschod od kosciola San Juan, ewentualnie 8 przecznic od hotelu Bermudes.  Ostro niedotlenieni dusznymi autobusami odliczalismy minuty do Matagalpy.. w pewnym momencie przez okna autobusu zaczal dostawac sie do srodka dym.. no to pieknie, pomyslalam, autobus sie zepsul i kolejne kilka godzin czekania na nastepne cokolwiek przed nami.. ale nie docenilam nikaraguanskich kierowcow, ktorzy w 20 min uwineli sie z usterka i dowiezli nas szczesliwie do celu :) teraz tylko znalezc Alberta.. tylko.. poszlismy na internet zerknac jeszcze raz na albertowa mapke i wtedy odczytalismy maila ze z okazji intensywnych opadow tel u Franciszkanow nie dziala ale mozemy probowac dzwonic na inny nr.. szybki tel i za 10 min wpadalismy w szerokie objecia usmiechnietego Padre Alberto :) po kolejnych 10 min siedzielismy juz przy stole z cala banda usmiechnietych Franciszkanow wcinajac pyszna zupe z bananow (miedzy innymi) Snulismy opowiesci o naszej wyprawie podpytujac tez o zycie w Matagalpie.. ani sie obejrzelismy a dzien sie skonczyl, jeszcze wieczorna modlitwa i spac..zasypialismy pzepelnieni radoscia i wdzecznoscia..ranek u Franciszkanow rozpoczyna sie bardzo wczesnie, jak na ranek przystalo.. o dziwo nie potrzebowalam zadnego budzika zeby wstac na poranna adoracje..po modlitwie sniadanko, pyszne albertowe smazone (zielone!) banany z jajecznica.. Piotrek do dzis nie moze sie nawspominac i przy kazdej napotkanej patelnii serwuje nam ten przysmak :) czy mozna w Polsce gdzies dostac zielone banany?? kto widzial niech da znac! nasz pobyt w Matagalpie to zwiedzanie miasta i okolicy przplatane rozmowami o tutejszym zyciu, misji kosciola katolickiego w rzadzonym przez komunistow kraju i zajadaniem najlepszych w calej ameryce mango prosto z franciszkanskiego drzewa.. dla nas byl to czas pelen modlitwy i przemyslen, ale tez zartow i usmiechu.. czas bardzo intensywny, mimo bardzo porannego (jak dla nas wybitnie!) wstawania ciagle brakowalo czasu,  ciagle nie moglismy sie nagadac.. zbyt krotkie szlaki w lesie, zbyt malo malo kawy w filizance, zbyt blisko do Granady, zbyt krotkie wieczory.. czas w Matagalpie nie uciekal, on sie po prostu rozplywal..tym bardziej lapczywie chwytalismy kazda chwile.. w niedzielny poranek braciszkowie zabrali nas na wycieczke do Selva Negra, slynnej w okolicy plantacji kawy polaczonej z rezerwatem. Wedrowalismy po stromych sciezkach tutejszego lasu deszczowego wypatrujac malp i innych zyjatek, wszystko niestety sie pochowalo wiec musialo  nam wystarczyc wlasne towarzystwo ;) podreptalismy romantycznym szlakiem ``Peter & Helen`` obejrzec splecione w uscisku drzewa.. tyle ze okazalo sie ze uscisk nie jest tak do konca romantyczny bo jedno drzewo dusi drugie.. na moje pytanie ``jak myslicie ktory to Peter`` padla jednoglosna odpowiedz: ten duszony (!) moj Piotrek sie nie wypowiedzial.. pewnie wiedzial ze zla odpowiedz moglaby sie skonczyc.. przyduszeniem :) po tym chwilowo druzgocacym dla mnie odkryciu, wstapilismy na cos slodkiego do lesnej kawiarni, pyszne ciacho kawowe, do tego swiezy sok z marakui, zapach pobliskiego jeziora i rozesmiane franciszkanskie buzie.. moglabym tam siedziec bez konca..wracajac zabralismy na stopa jeszcze dwojke zaplecakowanych Francuzow, to sie nazywa miec szczescie: zlapac stopa nawet go nie lapiac! moze jednak cos jest w powiedzeniu naszego znajomego ``things will find you`` (rzeczy same cie znajda) choc grozi ono ciaglym oczekiwaniem zamiast dzialaniem.. nie wiem do konca jak to rozgryzc..ani sie obejrzelismy a tu trzeba sie pakowac i ruszac dalej.. w poniedzialek wyplywal najblizszy prom z Granady na wyspy Ometepe, ktorego postanowilismy byc pasazerami. Albert byl tak kochany ze dal sie zapakowac ``kilkoma`` naszymi rzeczami, ktore nie wiem jakim cudem miescily sie przez ostatnie miesiace w plecakach a ktore z checia poczekaja na nas w tej polnocnej ameryce :).. no i nasze plecy! nie wiedza jak wyrazic swoja wdziecznosc! my tez nie wiemy.. male slowko dziekujemy nie jest w stanie w zaden sposob pomiescic tej ogromnej wdziecznosci ktora przepelnia nas po wizycie w Matagalpie..



``express`` do Matagalpy

klasztor Franciszkanow z widokiem na Matagalpe

Padre Alberto i koziolko-owieczka Pinto
(ciagle zapominam jak sie zwie to zmiksowane zwierzatko)

przy sniadaniu

tak nas powitano..


wizyta w piekarni, gdzie bracia dostaja chlebek prosto z pieca

to tak dla lepszego zapamietania nikaraguanskiej kuchni ;)

znak rozpoznawczy zjazdu na Selva Negra

na terenie rezerwatu

Selva Negra 


 Franciszkanie.. incognito :)

prawie w pelnym skladzie, brakuje tylko Ojca Jonathana ktory nam sie gdzies zapodzial przed fotosesja

5 komentarzy:

  1. +
    hej, hej,kochane Maslaneczki
    pozdrowienia z Matagalpy
    zielone banany pytaly sie o Piotra :-)

    z Boogieemm
    padre alberTo

    OdpowiedzUsuń
  2. im dalej czytałem tym bardziej mi sie :-D szczerzyła...
    A zielone banany bywają w biedronkach :-) Choć nie wiem czy to takie macie na mysli...

    OdpowiedzUsuń
  3. Padre Alberto niknie w oczach... :( mamy nadzieje, ze go Mama podtuczy jak bedzie w NYC... wiem, ze nei tym chlebem sie zyje, ale ... :))


    Maslaneczki:) Wciagnela mnie ta wasza ksiega dzungli zycia... calusy. A&A

    OdpowiedzUsuń
  4. Witajcie Maslanki!!z przyjemnoscią czytam wasze opisy, czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  5. hej hej wszyscy!
    dzieki za pozdrowienia i info o bananach :D fajnie ze jestescie z nami :)!
    pozdrawiamy kochanego padre i reszte naszych anonimowych i zaszyfrowanych komentatorow ;)

    OdpowiedzUsuń