wtorek, 21 czerwca 2011

Leon, Nikaragua

Leon, perelka architektury kolonialnej w Nikaragui jakos specjalnie nie przypadl nam go gustu.. po opuszczeniu autobusu, ktorego stacja koncowa byl Leon, czekala nas jeszcze przeprawa przez miasto ciezarowko-taksowka. Na poczatku myslalam, ze kolezka, ktory zgarnial pasazerow i pakowal do srodka z kims nas pomylil i probuje wywiesc zdezorientowanych gringos gdzies za miasto.. ale gdy ciezarowka zaczela sie zapelniac leonowymi mieszkancami, ktorzy zapewniali nas ze jedziemy do centrum, uspokoilam sie nieco.. dobrze ze wsiedlismy do ''taksowki'' jako pierwsi, bo dzieki temu jeszcze zmiescilismy nasze plecaki, potem dopchali juz tyle ludzi ze prawie wysypywali sie na zakretach. Dotarlismy do centrum i znalezlismy nasz hostel, duzy przestronny budynek, z basenem, darmowym internetem, bilardem.. cena moze nie byla powalajaca ale nie az tak wysoka zebysmy nie mogli pozwolic sobie zostac jeden dzien dluzej i troche odpoczac.. w dusznym i zakurzonym Leonie hostel Lazy Bones byl prawdziwa oaza..  lenistwa rowniez.. do tego stopnia ze prawie z niego nie wychodzilismy :) potrzebny byl nam taki dzien, zadnego tulania sie z plecakami, duszenia w chicken busach i klocenia z miejscowymi..  hamaczek, ksiazeczka, muzyczka.. pelen relaks.. jak powiedziala Kasia zrobilismy sobie wakacje od wakacji :) w dzien wyjazdu podreptalismy troche po okolicy, odwiedzilismy muzeum prowadzone przez rodziny osob poleglych w walce z rezimem, przewaznie studentow..nazwiska wielu z tych osob sa wypisywane na murach, na budynkach czesto widnieja ich twarze.. teraz znowu jest to goracy temat bo na jesieni czekaja Nikarague wybory.. dotychczasowy prezydent robi wszystko zeby przekonac ludzi o swoim wielkim poparciu i pol kraju zamalowal juz na czerwono-czarno (kolory jego partii), nie oszczedzajac drzew, przydroznych kamieni i znakow drogowych! zaszlismy tez na chwile do lekko zapuszczonej katedry ale akurat zamykali wiec tylko przegonili nas z wyjscia do wyjscia..z lekkim poslizgiem (w stosunku do naszego odrobine nierealnego planu dostania sie do Salvadoru) wydostawalismy sie z centrum wcisnieci miedzy leonczykow na pace rzucajacej sie nerwowo po brukowanej ulicy ciezarowki. udalo nam sie wypasc dopiero przy terminalu autobusowym ;) Zegnalismy Leon, ktory nie zachwycil nas jako miasto, choc moze nie dostal od nas na to szansy, ale za to zregenerowal nasze sily i wprawil w dobry nastroj.. wrzucilismy jeszcze kilka ulicznych przysmakow do naszych brzuchow i bylismy gotowi na kolejna fascynujaca przeprawe :)




w drodze do Leon, jedna z przesiadek

na dworcu

hostel Lazy Bones.. hmmm
kazdy sie lenil jak potrafil ;)


prawdziwe lazy bones..

katedra

Coca Cola rulez

muzeum ofiar rezimu

taksoweczka czeka..

Leon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz