niedziela, 24 lipca 2011

Chichen Itza, Valladolid, Meksyk


Po trzech godzinach spedzonych w bardzo przyjemnym autobusie dojechalismy do kolejnych ruin Majow - Chichen Itza. Autokar zatrzymal sie przy samiutkim wejsciu, ale tym razem nie bardzo bylo nam to na reke, bo pora byla juz pozna a nas bardziej interesowal jakis tani hotel na ktory w tej okolicy raczej nie mozna bylo  liczyc.. Kierowca zgodzil sie podrzucic nas do najblizszego miasteczka. Wysiedlismy w malym hotelowym zaglebiu i rozpoczelismy poszukiwania.. Podstarzale hotele straszyly pustkami, co jednak nie przeszkadzalo wlascicielom rzucac w nasza strone wygorowane ceny. W koncu udalo nam sie znalezc pole namiotowe przy jednym z hoteli. Troche zapuszczony betonowy placyk przykryty bananowym dachem mial nam uprzyjemniac noc w namiocie. Wybralismy sie na maly rekonensans okolicy, miasteczko przezywalo oblezenia wielkich robali, ktorych wszedzie bylo pelno.. obijaly sie o nas na ulicach, chrupaly pod nogami,  wyplywaly z zapchanego przez nie zlewu w lazience.. no coz takie uroki mieszkania w tropikach.. noc w namiocie nie nalezala do najprzyjemniejszych.. marzylam o kawalku wiatraka ktory moglby ruszyc stojace, ciezkie powietrze.. rankiem nieco przypuchnieci od goraca ruszylismy zwiedzac ruiny. Od naszego hotelu mielismy 15  min piechotka. Jeszcze w drodze mijaly nas wypchane ludzmi autokary, ktore wysypywaly swoja rozkrzyczana zawartosc przed wejsciem formujac ogromne kolejki. Okazalo sie ze w niedziele obywatele Meksyku moga zwiedzac swoje narodowe atrakcje za darmo, z czego najwyrazniej nie omieszkali skorzystac. Cale szczescie, ze garstka obcokrajowcoc miala oddzielne kolejki, dzieki temu dostalismy sie do srodka dosyc szybko, niestety tez dosyc drogo.. stwierdzilismy ze tym razem podarujemy sobie przewodnika.. i dobrze, bo przy kazdej najmniejszej piramidzie klebily sie tlumy turystow z towarzyszacymi im wykladowacami.  Sama Chichen Itza jest dosc ciekawym miejscem, z dobrze odrestaurowanymi piramidami, wielkim polem do gry w pilke (tak tej w ktorej kapitanowi odcinaja glowe) czy slynnym obserwatorium w ksztalcie slimaka. Dowiedzielismy sie nieco o wierzeniach Majow.. ciekawa jest historia poczatkow czlowieka, otoz po nieudanych probach stowrzenia go najpierw z ziemi, potem z drewna w koncu udalo sie go ulepic z kukurydzy :) a sam stworzyciel chcac byc blisko swojego stworzenia zamienil sie w jej kolbe. W wierzeniach Majow, jak rowniez Inkow czy Aztekow kukurydza odgrywala bardzo wazna role, wyznaczala pory roku, byla symbolem plodnosci i hojnosci natury, byla skladana przy cialach zmarlych jako pokarm dla wedrujacej duszy.. Jesli natomiast kukurydza nie obrodzila, ludzkie glowy mialy przeblagac bogow deszczu, wiatru, slonca, kukurydzy i jeszcze pewnie paru innych.. z reszta u Majow kazda susza, powodz czy burza byly obficie skrapiane ludzka krwia.. co i tak nie przebije Aztekow, ktorzy skladali w ofierze ludzi, po to by slonce moglo pokonac ciemnosc, kazdej kolejnej nocy..  te krwawe historie i niesamowity (jak zawsze przy zwiedzaniu ruin) upal wykonczyly nas do tego stopnia, ze jeszcze tego samego dnia postanowilismy uciekac do Valladolid, w ktorym czekala na nas orzezwiajaca krysztalowa woda w zachwycajacym otoczeniu.  Z przyjemnoscia zanurzylismy sie w chlodnych wodach cenotow, podziwiajac jednoczesnie wspaniale stalaktyty, czy korzenie ogromnej topoli zwisajace z sufitu wielkej jaskini. Nasz tani lecz niezbyt czysty hotel na chwile zmacil nasze dobre nastroje (poszewki na poduszki wygladaly jakby wlasnie ktos nimi wytarl podloge, a pan w recepcji na moja reklamacje zareagowal stwierdzeniem: ''innych nie mamy''..) na szczescie noc minela szybko i ani sie obejrzelismy jak zasiedlismy w autobusie do Mexico City.


pole do gry w pilke
przez ten otwor zawodnik mial przezucic pilke

ozdobione trupimi czaszkami miesce skladania ofiar z ludzi

straganow z pamiatkami bylo wiecej niz piramid

piramida Kukulkana

plac tysiaca kolumn

obserwatorium "Slimak"

jeden z cenotow w poblizu Valladolid

Piotrek zazywa kapieli


korzenie olbrzymiej topoli w drugim cenocie


kapiel z wielkimi sumami


korzenie takie duze a ja taka malutka

to sie nazywa bar "szybkiej obslugi".. troche sie naczekalismy zanim skonczyl sie program w tv 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz