poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Seattle, USA

Wyruszalismy z Indio w Kalifornii slonecznym pustynnym porankiem. Z brzuchami pelnymi Burtowego sniadania i torba kanapek na droge. Amerykanski greyhound (firma obslugujaca autobusy) zaskoczyla nas bardzo nieamerykansko.. najpierw nie moglismy znalezc dworca, bo okazalo sie ze przeniesli go w inne miejsce, potem okazalo sie ze w nowym miejscu pani nie posiada drukarki wiec nie ma jak nam wydrukowac biletow. Stary rachunek po nasadce do kluczy,  na ktorym zapisalismy sobie numer naszej rezerwacji mial nam zapewnic dostanie sie na poklad. Jakos nie chcialo mi sie wierzyc, ze takie numery przejda w usa, ale jak sie potem okazalo nie bylismy jedymi, ktorym kierowca musial wierzyc na slowo.. Ruszylismy w droge.. po godzinie udalo sie znalezc dworzec, na ktorym dysponowano drukarka, wiec dostalismy w koncu nasze bilety. Przesiadka w Los Angeles i kolejne kilkanascie godzin jazdy. Autobus wypchany do ostatniego siedzenia z przemilym kierowca objasniajacym gdzie jestesmy, gdzie bedziemy i ile mamy opoznienia, nie nalezal do najwygodniejszych.. siedzenia sie praktycznie nie rozkladaly, male telewizorki wisialy niebezpiecznie nad glowami nie pamietajac kiedy ostatni raz byly w uzytku..to byla ciezka noc.. dodatkowo zeby uprzyjemnic pasazerom podroz, wyganiano nas w srodku nocy z autobusu, by posprzatac nasze legowiska.. wysiedlismy pol przytomni w Seattle.. skonczyly sie czasy tanich hoteli zaraz przy dworcu.. w ogole czasy tanich hoteli! cale szczescie, ze naszym wygladem wzbudzilismy ciekawosc dwoch mlodych pasazerow autobusu, ktorzy po wypytaniu nas skad i gdzie jedziemy, polecili nam tania, choc nie cieszaca sie dobra slawa dzielnice Seattle na nocleg. Z centrum wsiada sie w autobus 358 ktory dojezdza do ulicy Aurora, na ktorej mozna znalezc cos na kazda kieszen. Ludzie w miejskim autobusie byli bardzo pomocni, kierowca wypatrywal dla nas hotelu, podczas gdy starsze panie dawaly wyklad na temat zachowywania sie w niebezpiecznych dzielnicach.. Po tej rozmowie juz wiemy zeby brac z przymruzeniem oka to co mowia Amerykanie. Dzielnica spsokojna, z pieknym widokiem na zatoke.. oprocz dwoch opustoszalych straszacych pozostalosci po hotelach bylo calkiem  przyjemnie. Znalezlismy tani pokoj, ktory luksusem nie grzeszyl ale na jedna noc byl ok. Wieczorem podjechalismy do centrum zobaczyc troche miasta. Nie mielismy sily by lazic po slynnych tutejszych klubach, ale postanowilismy wjechac na wieze widokowa (Space Needle) z ktorej mozna podziwiac panorame miasta przy zachodzacym sloncu, z przepiekna gora Mt Rainier w tle.. To byla bardzo bardzo krotka wizyta w Seattle.. rankiem nastepnego dnia wsiadalismy juz w autobus do Vancouver..

przed budynkiem Muzeum Science Fiction

Space Needle (Kosmiczna Igla)

panorama Seattle z Mt Rainier w tle

czekajac na zachod slonca




Seattle noca..

czyste, spokojne pokoje.. nigdy nie wierz reklamie!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz